Wybrałam złą drogę, raz czy dwa
Wygrzebałam się z tego krwią i ogniem
Złe decyzje, to nic nie znaczy
Witaj w moim żałosnym życiu
Poniżana, zagubiona, niezrozumiana
Pani: "Nic się nie stało, wszystko jest w porządku", to mnie nie złamało
Zawsze w błędzie, zawsze z drugim podejściem, lekceważona
Spójrz, wciąż tutaj jestem
Pięknie, pięknie proszę, nigdy, ale to nigdy nie czuj się
Jakbyś był mniej niż idealny
Pięknie, pięknie proszę, jeśli kiedykolwiek czujesz się jakbyś był niczym
Dla mnie jesteś idealny
Wygrzebałam się z tego krwią i ogniem
Złe decyzje, to nic nie znaczy
Witaj w moim żałosnym życiu
Poniżana, zagubiona, niezrozumiana
Pani: "Nic się nie stało, wszystko jest w porządku", to mnie nie złamało
Zawsze w błędzie, zawsze z drugim podejściem, lekceważona
Spójrz, wciąż tutaj jestem
Pięknie, pięknie proszę, nigdy, ale to nigdy nie czuj się
Jakbyś był mniej niż idealny
Pięknie, pięknie proszę, jeśli kiedykolwiek czujesz się jakbyś był niczym
Dla mnie jesteś idealny
“F**kin’
Perfect” – P!nk
Nienawidzę
poniedziałków.
Wiem,
pewnie bardzo wiele osób podziela moje zdanie lecz ja mam zupełnie inne powody
do nielubienia tego przeklętego dnia niż
większość świata. W końcu poniedziałek to pierwszy dzień po weekendzie.
Nieletni muszą iść do szkoły, dorośli zaś do pracy. Ja jednak nie przejmuję się
szkołą. Jest ona jednym z moich najmniejszych zmartwień. Dla mnie największym
minusem poniedziałków jest moja cotygodniowa wizyta u psychologa.
Kiedy
Chris i Beth wzięli mnie pod swój dach, pracownica społeczna, która zajmowała
się moim przypadkiem przekazała im wszelkie informacje o mojej przeszłości, ale
i o tym, w jakich okolicznościach straciłam rodziców. Rzecz jasna nikt nigdy
się nie dowiedział, że to ja zabiłam ojca. Miko umie trzymać język za zębami.
Ja sama też nie mam ochoty przyznawać się do zbrodni, którą popełniłam. Nie
zrozumcie mnie źle, nie raz myślałam o tym, jak moje życie by wyglądało, gdybym
wyznała prawdę i perspektywa takiego życia wcale mi się nie podoba. Bo w końcu,
zamiast do dość miłej rodziny, starającej się o moje względy najpewniej
trafiłabym do poprawczaka, a wizyty u psychologa zmieniłyby się w wizyty i
psychiatry. Kto normalny (lub też nienormalny) chciałby tak żyć?
W
poniedziałki zaczynam lekcje później, dlatego też właśnie w te dni jestem
zmuszona odwiedzać gabinet Pani Doktor Cold. Nie powiem, nazwisko idealne, jak
dla psychologa. Ale wracając, godzina tygodniowo może nie wydawać się czymś
ciężkim, ale pozory mylą. Nie lubię rozmawiać o tym, co czuję, tym bardziej z
kimś zupełnie obcym, a ta kobieta nie przestaje zadawać pytań! Cała godzina
słuchania jej to istna męczarnia! Nie rozumiem ludzi, którzy z własnej woli
spędzają tak czas…
Teraz
siedziałam w jasnym, pomalowanym na błękitno gabinecie. Co chwila wycierałam
spocone ręce w zygzakowatą poduszkę obok mnie. Naprzeciwko Doktor Cold
siedziała na zamszowym fotelu, z nogą założoną na nogę, w ręku trzymając
długopis i notes, w którym od pół roku jeszcze nic nie zapisała. Blond włosy
spięte w koka co chwila uwalniały się spod spinki i opadały jej na czoło.
Kobieta ani na chwilę nie spuszczała ze mnie swoich błękitnych oczu. Doktor
Cold jak zawsze miała na sobie obcisłą, czarną spódnicę do kolan oraz białą,
jedwabną koszulę z długim rękawem.
-Wiem,
że jest ci ciężko ze mną rozmawiać – odezwała się nadzwyczaj spokojnym głosem –
Ale zamykając się w sobie jedynie pogorszysz sytuację. Śmierć rodziców jest
niezwykle traumatycznym przeżyciem, zwłaszcza dla osób w twoim wieku. Właśnie
dlatego powinnaś mi zaufać – wzrok wciąż miałam wbity w podłogę – Powiedz mi,
jakie jest twoje pierwsze wspomnienie z dzieciństwa? Nie musisz się długo nad
tym zastanawiać, po prostu powiedz, co pierwsze przychodzi ci do głowy –
blondynka rzecz jasna z nadzieją czekała na moją odpowiedź – Czy twój ojciec
zawsze taki był? Zawsze się nad wami znęcał? – to pytanie zbiło mnie z tropu,
przez co na moment spojrzałam się na kobietę, co ona musiała oczywiście
zauważyć – To twoje pierwsze wspomnienie, prawda? Ból i cierpienie zadane przez
bliską ci osobę? Takie coś pozostaje w pamięci na zawsze, nie ważne jak bardzo
byśmy się starali o tym zapomnieć.
-A
może nie? – palnęłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Niebieskooka
spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem. Teraz musiałam to pociągnąć, po inaczej
ona nigdy nie dałaby mi spokoju.
–A
może jednak da się zapomnieć? Jeśli naprawdę będziemy się starać, może jednak
zdołamy jakimś magicznym sposobem wymazać te bolesne wspomnienia z pamięci?
-Czy
to właśnie starasz się osiągnąć? Zostawić przeszłość za sobą?
-A
czy Pani by tego nie pragnęła? – spytałam retorycznie – Dlaczego niby mam
pamiętać te wszystkie lata, kiedy mnie krzywdził? Nie był moim ojcem. Nigdy go
za niego nie uważałam! Ojciec jest dobry! Ojciec się troszczy! A on mnie tylko
niszczył, dzień za dniem, aż nie zostało ze mnie zupełnie nic!
-To
nieprawda. Całe życie przed tobą. Możesz osiągnąć wszystko, czego tylko
pragniesz, ale musisz otworzyć się na ludzi i…
-I
co? Ludzie są wszędzie tacy sami – kłamliwi i perfidni! Tylko od czasu do czasu
trafiają się wyjątki… - spuściłam wzrok i zrobiłam głęboki wdech.
Doktor
Cold wciąż przyglądała mi się w milczeniu, jakby czekała na kontynuacje moich
przemyśleń. Może to jednak był sposób, by jakimś sposobem ruszyć dalej? Może
powinnam z nią porozmawiać, byle tylko nie siedzieć przez godzinę i nie
wsłuchiwać się w tykanie zegara?
-Cierpiałam
przez całe moje życie. W domu, przez ojca, w szkole, przez resztę
społeczeństwa. Chciałam pomagać innym, którzy są w sytuacji podobnej, do mojej,
ale tylko sprawiłam sobie dodatkowych kłopotów. Dodatkowego bólu... Czuję się,
jakby to wszystko, to była gra, a ja jedyna nie znam jej zasad. Właśnie dlatego
ciągle przegrywam…
-Wydaje
ci się, że cały świat obrócił się przeciwko tobie, to zrozumiałe. Masz
całkowite prawo się tak czuć. Samotnie, jakby nikt na tym świecie nie mógł cię
zrozumieć. Ale to nie twoja wina.
-Wiem.
To nie ja jestem problemem. To świat… Ten świat stał się taki…nieludzki.
Kobieta
nie odzywała się. Po raz pierwszy od początku naszej znajomości odważyłam się
coś powiedzieć. Może chciała, żebym powiedziała wszystko, co mnie gryzie, co
tylko przychodzi mi do głowy. Nie chciała, żebym potem znów zamknęła się w
sobie.
-Jestem
tak cholernie samotna. Dlaczego świat jest taki podły? Czemu jest tak
niewrażliwy, tak samolubny? Czemu ja taka jestem?
Czemu
taka jestem? Przecież nie zawsze taka byłam. Przecież kiedyś do głowy by mi nie
przyszło, aby przeciwstawić się ojcu. Dlaczego tak łatwo stałam się kimś, kim
nie byłam? A może wręcz na odwrót? Może to bezimienna ciemność, która skrywa
się w zakamarkach naszej duszy tylko czekając aż stawimy jej czoła? Może to
ciemność, która przyjęła moje imię? Moje „prawdziwe ja”?
-Nie
nadaję się dla tego świata…
-Tak,
masz rację – odparła szybciej, niż bym się tego spodziewała – Nikt z nas się nie
nadaje, a wiesz czemu? Bo ten świat jest cholernie okrutny – ciągnęła dalej,
coraz bardziej mnie zadziwiając – Może nie powinnam tak mówić jako twoja
psycholog, ale szczerze mówiąc mam to w nosie. Nie będę przestrzegać jakichś
dennych zasad, skoro wreszcie znalazłam sposób, by się z tobą komunikować. Może
jest trochę niecodzienny i nietuzinkowy, ale być może się sprawdzi.
-Jaki
jest ten sposób?
-Będę
z tobą do bólu szczera – uśmiechnęłam się pod nosem – Ale wracając do tematu,
świat jest okrutny, bo pozwala takim bydlakom jak twój ojciec robić co tylko
tylko im się podoba. My, nie chcąc zbyt odstawać od reszty, staramy się
upodobnić się do niej. Niektórym z nas się to udaje. Jednak osoby takie, jak
ty, są zbyt dobre, by się dopasować. I właśnie dlatego nie nadajesz się dla
tego świata. Problem w tym, że uważasz to za coś złego, a jest wręcz
przeciwnie…
Nie
znałam Doktor Cold z tej strony. Zawsze była taka spokojna, cicha, a teraz w
momencie przemieniła się w pewną siebie, niezależną i buntowniczą kobietę,
która nie owija w bawełnę. Nie powiem, spędzanie czasu z kimś takim wydaje się
nie najgorszym pomysłem. Może powinnam wreszcie mówić to, o czym myślę? Może
powinnam ruszyć dalej?
Coraz
bardziej zaczynam lubić poniedziałki…
***
Było
już ciemno. Siedziałam w moim pokoju i wyglądałam przez okno, bacznie
obserwując pełnię księżyca. Lubiłam tak przesiadywać, oglądając niebo i
gwiazdy, zastanawiając się co w tym samym czasie robi Starscream. Tak bardzo za
nim tęskniłam, tak bardzo skupiłam się na tym, gdzie jest i co wyczynia, że
zapomniałam myśleć o sobie samej. Pogrążyłam się w wiecznym smutku, w błędnym
kole rozpaczy. Myślałam, że cięcie się jest jedynym wyjściem z sytuacji.
Myliłam
się.
-Oh
Star… Myślę, że powstrzymywałam się od…bycia ponownie szczęśliwą – mówiłam,
jakbym miała nadzieję, że on mnie usłyszy – I myślę, że to dlatego, że nie mogę
cię wypuścić – czułam łzy napływające mi do oczu, ale z całych sił trzymałam
się na uwięzi – Ale…ciebie już tutaj nie ma. Zostawiłeś mnie… A więc…muszę cię
o coś spytać – wzięłam głęboki wdech, by wypowiedzieć z siebie do cholerne
pytanie – Czy to będzie w porządku, jeśli zrobię kolejny krok? Jeśli ruszę
dalej? Jeśli zostawię przeszłość za sobą? Proszę…
Oczami
Starscream’a
Obserwowałem
ją z ukrycia. Nie chciałem, by mnie widziała. Nie chciałem znów jej skrzywdzić.
Noc w noc przylatywałem tu, chciałem się upewnić, czy mojej małej May nic nie
grozi, obserwowałem jak płacze sama w pokoju i krzywdzi się. Byłem wściekły sam
na siebie, bo była to tylko i wyłącznie moja wina. To ja ją opuściłem i
skazałem na to nieszczęście. Ale razem ze mną, nie byłaby bezpieczna. A to jest
teraz najważniejsze – jej bezpieczeństwo.
Nagle
May odezwała się. Tak dobrze było znów słyszeć jej głos… Mówiła, jakby sama do
siebie, lecz ja w głębi iskry wiedziałem, że swe słowa kieruje do mnie.
-Ale…ciebie
już tutaj nie ma. Zostawiłeś mnie…
-Oh
May, tak bardzo cię przepraszam – mówiłem szeptem, chcąc choć trochę zmniejszyć
ból, jaki czuję, kiedy słyszę te słowa.
- A
więc…muszę cię o coś spytać. Czy to będzie w porządku, jeśli zrobię kolejny
krok? Jeśli ruszę dalej? Jeśli zostawię przeszłość za sobą? Proszę…
|
Wiedziałem,
że dziewczyna nie może tego usłyszeć. Mimo wszystko, chciałem jej odpowiedzieć.
Może był to akt arogancji, a może nie, ciężko mi to stwierdzić. Przez ostatnie
pół roku tak wiele się wydarzyło. Zmieniłem się bardziej, niż wcześniej, kiedy
byłem z Mayday. Chyba jej nieobecność sprawiła, że jedyną rzeczą, na jakiej mi
zależało, stała się walka z Megatronem. Niejednokrotnie przechwycałem jego
transporty energonu, czasem zwyczajnie je niszczyłem, włamywałem się na pokład
Nemesis, kradłem przydatne informacje, dostarczałem jej Autobotom, a na statku
zostawiałem niezły bałagan. Miałem nadzieję, że w ten sposób choć trochę
popsuję mu plany. I humor…
Nagle
usłyszałem niewyraźny szelest. Wiedziałem jednak, że takich odgłosów nie można
lekceważyć. W sekundzie odwróciłem się za siebie i wycelowałem rakietę w
stojącą w oddali femme o czarno – fioletowym lakierze i odnóżach, jak u pająka.
Pajęczyca nie spodziewała się tego, przez co była teraz zdana na moją łaskę.
Zrobiłem kilka kroków w przód, aż nie dzieliły nas centymetry.
-Mógłbym
się tu spodziewać każdego, ale nie ciebie, Airachnid – fembotka rzuciła mi
wrogie spojrzenie – Co tutaj robisz? – zapytałem, nie spuszczając z niej optyk.
-A
jak sądzisz? Megatron mnie przysłał.
-Ciebie?
A nie jesteś przypadkiem „wolnym strzelcem”? Czy może już wróciłaś do „zabawy w
grupie”?
-Daruj
sobie żarty, Scream. I tak nigdy ci nie wychodziły. A ja nie mam ci nic do
powiedzenia.
-Czyżby?
– szybkim ruchem przejechałem ostrymi pazurami po jej twarzy, robiąc przy tym
długie, lecz niegłębokie ślady – A może to cię zachęci? – Airachnid delikatnie
przejechała palcem po bliznach, po czym zmierzyła mnie wzrokiem – Co tutaj
robisz?
-Jesteś
dużo głupszy, niż mogłoby się wydawać. Megatron kazał znaleźć i przyprowadzić do
niego twojego pupilka.
-Co?! Dlaczego?! Czego od niej chce?!
-Pomyśl!
Chce mieć na ciebie haka! Sprawiasz mu wiele problemów, których chce się pozbyć
raz na zawsze.
-Dlaczego
mu znów służysz? – spytałem, powoli opuszczając broń.
-Kilka
dni temu chciałam raz na zawsze go wykończyć, ale… Nie udało mi się. Mógł mnie
zgasić w jednej chwili, ale zaproponował mi pewien układ. Przyprowadzę mu
dziewczynę, a on daruje mi życie. Ty sam powinieneś wiedzieć, że przed nim nie
da się uciec.
-Mylisz
się – femme spojrzała na mnie ze zdziwieniem – Megatron ściga mnie od pół roku.
Owszem, kilka razy Sounwave mnie namierzał, ale zawsze, kiedy nasz były Lider
wysyłał swoich podwładnych, by mnie zgasili, odsyłałem mu ich w kawałkach. Myślisz,
że czemu przysłał tu ciebie? Bo tak naprawdę wiedział, że zgaśniesz – Airachnid
wbiła wzrok w ziemię – Ale ja nie mam zamiaru cię zabijać. Daję ci szansę na
ucieczkę. Ale przysięgam, że jeżeli jeszcze raz zbliżysz się do May, nie będę
już tak łaskawy. Czy to jasne? – pajęczyca spojrzała na mnie z chytrym
uśmieszkiem.
-Jak
słońce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz