Nikt nie chcę, żeby mu opowiadać, że się boisz, że cię boli albo, że
boisz się, że umrzesz.
Siedziałam
w poczekalni u Doktor Cold, aż skończy sesję z pacjentem przede mną. Czas
strasznie mi się dłużył, a na dworze było zbyt zimno, by pójść się przejść. By
zająć jakoś czas chwyciłam leżące na stoliku czasopismo i nie czytając jego
treści, przewracałam z kartki na kartkę. Nagle poczułam zimny powiew wiatru i
instynktownie zaczęłam pocierać ramiona, by się rozgrzać. Skierowałam wzrok w
stronę drzwi wejściowych i moim oczom ukazał się nieznany mi, młody mężczyzna.
Nie mogłam stwierdzić ile miał lat, gdyż twarz zasłoniętą miał przez kaptur. Na
chwilę jednak odwrócił się w moją stronę, dzięki czemu mogłam dostrzec jego
ciemne, wręcz czarne oczy.
-Wybacz
– powiedział miłym, pewnym siebie głosem – Nie chciałem, by było ci przeze mnie
zimno.
-Nic
się nie stało – odrzekłam, nie spuszczając z niego wzroku.
Nieznajomy
uśmiechnął się pod nosem, po czym zdjął z siebie skórzaną kurtkę, ukazując przy
tym widoczne pod obcisłą koszulką mięśnie. Następnie chłopak usiadł na fotelu naprzeciwko
mnie i niczym papuga sięgnął po jedną z gazet. Mogłam teraz lepiej mu się
przyjrzeć. Miał duże oczy, duży nos, a mimo wszystko był przystojny. Brązowe włosy
trochę przysłaniały jego uszy, na czubku zaś były nienaturalnie podniesione.
-Piszą
tam coś ciekawego? – spytał, nawet nie spuszczając wzroku z gazety.
-Eee…
- machnęłam ręką – Tylko jakieś brednie dla niedowartościowanych nastolatek,
które mimo trzydziestokilogramowej wagi uważają, że są grube – chłopak zaśmiał
się, po czym zwrócił wzrok w moją stronę.
-Rozumiem,
że ty się do nich nie zaliczasz? – prychnęłam.
-Nigdy
w życiu.
Odrzuciłam
gazetę z powrotem na stolik i sprawdziłam godzinę na telefonie. Już dziesięć minut
temu powinnam siedzieć w gabinecie Doktor Cold. Cicho westchnęłam wiedząc, że
jak tak dalej pójdzie, nie zdążę na pierwszą lekcję. Chociaż… Czy to powód do
zmartwień?
Gdy
podniosłam wzrok zorientowałam się, że nastolatek także odłożył już czasopismo
i nawet na sekundę nie spuszcza ze mnie wzroku.
-Co
tutaj robisz? – zapytał znienacka.
-A
jak ci się wydaje? – odpowiedziałam pytaniem – Mam wizytę u psychologa, rzecz
jasna.
-No
wiem, ale dlaczego?
-A
co cię to obchodzi? – warknęłam mając nadzieję, że trochę go tym speszę.
Niestety rezultat moich działań był zupełnie inny, niż oczekiwałam.
-Z
natury jestem ciekawski – odparł, krzyżując ręce na piersi – A więc? Powiesz
mi, czy mam użyć bardziej drastycznych środków?
-Mianowicie?
-A
ja wiem… - udał zamyślenie – Mógłby zacząć wrzeszczeć, wydawać dźwięki za
pomocą ciała, przysiąść się do ciebie i może nawet przytulić…
-Tylko
się waż… - ostrzegłam go, ale szatyn nic sobie z tego nie robił.
-Wybór
należy do ciebie – przewróciłam oczami. To chyba był jedyny sposób, by go
uciszyć.
-Moi
rodzice nie żyją, a ojciec mnie bił. Starczy?
-Starczy…
Wybacz.
W
pomieszczeniu nastała niezręczna siła, która całe szczęście nie trwała długo,
bo drzwi do gabinetu Doktor Cold otworzyły się. Kobieta pożegnała swojego
poprzedniego pacjenta, po czym zwróciła wzrok na nas.
-Will?
– zdziwiła się na widok chłopaka – Co robisz tu tak wcześnie?
-Nudziło
mi się. Pomyślałem, że może skończysz dziś wcześniej i uda się nam gdzieś
wyskoczyć.
-Muszę
cię niestety zmartwić, ale mam mały poślizg, więc będziesz musiał zaczekać jeszcze
godzinkę.
-Jasne,
nie ma sprawy – blondynka uśmiechnęła się do niego, po czym ruchem głowy
zaprosiła mnie do gabinetu.
Rozsiadłam
się na kanapie, gdzie miałam spędzić następną godzinę i cierpliwie czekałam, aż
Doktor Cold do mnie dołączy. Kobieta po chwili zajęła miejsce na fotelu
naprzeciw mnie i sięgnęła po swój notes.
-Widzę,
że już poznałaś mojego syna, Williama – stwierdziła, a ja aż zamrugałam
kilkukrotnie oczami ze zdziwienia.
-Pani
syna? – upewniłam się. Niebieskooka pokiwała twierdząco głową – Ja… Nie
wiedziałam.
-Oczywiście,
przecież nie mogłaś wiedzieć. Jest w twoim wieku. Może chciałabyś spędzić z nim
trochę czasu? Nie ma zbyt wielu przyjaciół.
-Z
całym szacunkiem, ale siedemnastolatkowie o jego wyglądzie raczej nie mają
problemów z małą ilością znajomych.
-Owszem,
ale siedemnastolatkowie i rakiem o jego wyglądzie już mają.
W
momencie poczułam się cholernie głupio. Oceniłam Willa z wyglądu, nawet nie
zastanawiając się nad tym, jak wygląda jego życie. Zachowałam się strasznie
płytko, jak osoba, którą nigdy nie chciałam się stać. Czułam, jak robię się cała
czerwona z nerwów. Przełknęłam głośno ślinę i spuściłam wzrok, by tylko nie
spojrzeć Doktor Cold w oczy.
-Przepraszam…
Nie miałam pojęcia.
-To
nic. Staramy się o tym nie myśleć. A więc, może porozmawiamy dziś o twoim
dzieciństwie…
***
Wychodząc
z gabinetu Doktor Cold powtarzałam sobie, by tylko nie spojrzeć mu w oczy. Nie
chciałam. Nie mogłam… Szybkim ruchem otworzyłam drzwi i ruszyłam prosto w
stronę wieszaka, gdzie wisiała moja kurtka, aż nagle, tuż przede mną pojawił
się Will. Stanęłam jak wryta i mimo wszystko, musiałam na niego spojrzeć. Wzięłam
głęboki wdech, by się uspokoić.
-Przykro
mi… - wyszeptałam, po czym od razu minęłam go, zgarnęłam kurtkę i w sekundzie
wyprułam na zewnątrz. Spotkałam się z podmuchem zimnego powietrza, ale nie zważałam
na to. Chciałam po prostu już być gdzieś indziej. Wszędzie, byle nie tu.
Chciałabym móc przenieść się mostem na Harbingera, skryć się w jego
ciemnościach i zniknąć… Ale nie mogłam.
-May!
– nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła.
Odwróciłam
się za siebie i w tej samej chwili pożałowałam tego czynu, bo za mną biegł nie
kto inny jak Will. Powinnam odwrócić wzrok i iść dalej, ale nie mogłam. Źle czułabym
się z tym, że tak bym go zlekceważyła. Mimo wszystko musiał mieć powód, by za
mną pójść.
-Skąd
znasz moje imię? – spytałam, kiedy już mnie dogonił.
-Mama
dużo mi o tobie opowiadała – co proszę? – A w domu wcale mi się nie nudziło. Po
prostu chciałem się z tobą spotkać.
-Niby
po co?
-Myślałem,
że może uda się nam jakoś…
-Zaprzyjaźnić?
– dokończyłam za niego.
-Tak.
I moglibyśmy się wzajemnie wspierać…
-Masz
dobre intencje Will, ale ja nie umiem się przyjaźnić. Uwierz mi, tylko byś
przeze mnie cierpiał – chciałam go spławić, ale chłopak był nieugięty.
-Lekarze
dają mi góra pół roku życia – wyznał – Może uważasz, że się do tego nie
nadajesz, ale ja cię potrzebuję. Chcę to ostatnie sześć miesięcy spędzić w
towarzystwie kogoś innego niż mojej matki. Chciałbym… To głupie, ale chciałbym
kogoś pokochać.
-W
tym nie mogę ci pomóc.
-Może
nie. A może tak. Nie przekonamy się o
tym, jeśli nie spróbujemy – uśmiechnął się do mnie delikatnie.
-Czy
ty właśnie proponujesz mi chodzenie – chłopak wzruszyła ramionami.
-Chyba
na to wychodzi.
-Jesteś
wariatem – przyznałam.
-Ale
przynajmniej pozytywnie nakręconym – pokręciłam głową z niedowierzaniem.
-Czyli
co, będziemy chodzić do kina, spotykać się w parku, spędzać razem wieczory?
-Mniej
więcej. I kto wie, może nawet mnie polubisz.
Nie
powinnam się zgadzać. Dobrze wiedziałam, że nie jestem normalna i naprawdę
mogłabym skrzywdzić Willa, nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Jestem jak
granat. Kiedy wybucham, niszczę wszystko i wszystkich dookoła siebie. Tylko
nigdy nie wiem, kiedy mam wybuchnąć.
Cicho
westchnęłam i spojrzałam prosto w oczy szatyna.
-Złamię
ci serce – ciemnooki zaśmiał się cicho.
-Może
ja złamię twoje?
-Mojego
serca już nie da się złamać…
Narracja
trzecio osobowa
Po
starciu ze Starscream’em, Airachnid wiedziała, że jej zadanie jest trudniejsze,
niż mogłoby się wydawać. Udało jej się przekonać byłego komandora Decepticonów,
że już nie zbliży się do jego małego pupilka. „Cóż za naiwność”, myślała. Może
Scream’owi udało się zachować iskrę do tego czasu, ale nie można uciekać
wiecznie. Dużo lepszym rozwiązaniem było wykonanie tego jednego zadania i
uniewinnienie przez Megatrona.
Teraz
pajęczyca zachowywała dużo większą ostrożność w obserwowaniu swej zdobyczy, niż
przedtem. Wiedziała, że Starscream może być wszędzie, pilnować jej. Nadal
jednak mogła poznać zwyczaje dziewczyny oraz to, gdzie i kiedy jest sama. Na
nieszczęście, takich chwil nie było wiele. Mayday, jak jej na imię, była sama
jedynie w drodze z domu do szkoły i na odwrót. To była jedyna szansa Airachnid,
by ją złapać bez świadków. Choć i to było trudne, bo większość drogi była przez
miasto, gdzie ludzi nigdy nie jest mało. Tylko mały kawałek trasy nadawał się
do polowania, a mianowicie las, w którym czasami zdarza jej się zatrzymać.
Airachnid
musiała codziennie kontaktować się z Soundwavem i meldować mu wszystkie swoje
poczynania. Niechętnie przyznała się do nieudanej konfrontacji ze Starscream’em
i jeszcze bardziej niechętnie przyjęła reprymendę ze strony Megatrona. Lord
Decepticonów sądził, że chociaż ona poradzi sobie z niegdyś tak tchórzliwym
mechiem. Femme nie znosiła być pouczana, ale nie mogła sobie pozwolić na
jakiekolwiek uprzedzenia. Nie teraz, kiedy jej życie wisiało na włosku.
Dziś
dziewczyna spotkała się z pewnym chłopakiem, którego do tej pory Airachnid nie
widziała. Udało jej się podsłuchać ich rozmowę, której treść następnie
przekazała Soundwave’owi, a on z kolei Megatronowi. Po niedługim czasie
otrzymała odpowiedź zwrotną. Lider Decepticonów wyraźnie zakazał jej
jakichkolwiek interakcji z dziewczyną, przynajmniej przez jakiś czas.
Stwierdził, że jeśli sprawy obiorą taki obrót, jak sądzi, to Mayday sama odda
się w ich ręce. Pajęczyca nie wiedziała co ma przez to na myśli, ale nie
obchodziło jej to. Chciała jedynie wykonać misję i pozbyć się noża przy gardle...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz