środa, 10 lutego 2016

Rozdział III - Pierwsze koty za płoty


Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś.

Antoine de Saint-Exupéry

Wstałam wczesnym rankiem, a przynajmniej tak myślę. Przeciągnęłam się i rozejrzałam w poszukiwaniu Starscream’a. Stał przy ekranie i wpatrywał się w mapę Ziemi. Podniosłam się i już miałam zejść, kiedy sobie przypomniałam na jakiej wysokości się znajduję.

-Hej, Scream, może byś mnie ściągnął?! – con odwrócił się w moją stronę, westchnął i podszedł do mnie. Wystawił swoją dłoń, a ja na nią wskoczyłam. Odłożył mnie na panelu. Mogłam się lepiej przyjrzeć mapie. Jakieś siedem punktów było na niej zaznaczone – Co to za kropki?

-Energon ukryty na terenie miast. Żadna ze stron nie szukała go tak dokładnie, a nawet jeśli to nie chciała go wydobywać z miejsca pełnego ludzi.

-Ale ty masz mnie – puściłam mu oczko – Od czego zaczniemy?

-Detroit. Dosyć duże złoże.

-Spoko, ale po drodze musimy wziąć coś na ruszt. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale muszę się odżywiać. W tym momencie jestem trochę głodna – decept westchnął.

-Zapomniałem, że wy, ludzie musicie przyjmować te dziwne pokarmy.

-Ej, ty masz swój energon, a ja jedzenie. Przyzwyczaj się – uśmiechnęłam się do niego wrednie. Ponownie wziął mnie na ręce i razem opuściliśmy statek.

Na zewnątrz Starscream transformował się i poleciał przed siebie.  Niebo było czyste od chmur, a słońce dopiero wstało. Lecieliśmy nad kamiennym terenem.

-Niedaleko, na uboczu jest stacja benzynowa. Kupisz tam coś sobie – pokiwałam głową, ale szybko zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą portfela.

-Scream, nie wzięłam pieniędzy.

-Jaj już się nie wracam. Będziesz musiała ukraść to jedzenie.

-Ale ja jeszcze nigdy…

-Zawsze musi być ten pierwszy raz – westchnęłam i położyłam głowę na szybie.

Po jakimś czasie kamienie zaczęły powoli przechodzić w pola. W oddali było widać jakieś miasteczko, a przed nim jeden budynek. Con wylądował w wysokiej trawie i otworzył kabinę. Łał, w końcu pozwolił mi samej wyjść. Opuściłam wnętrze i spojrzałam w stronę stacji. Nie chciałam kraść, ale jaki miałam wybór. Pewnie pomaszerowałam do budynku. Żaden samochód nie stał na zewnątrz. W środku półki były zapełnione jedzeniem, piciem i akcesoriami do pojazdów. Za ladą stał starszy mężczyzna z wąsem ubrany w czerwony fartuch.

-Przepraszam, czy mogę skorzystać z toalety? – staruszek pokiwał głową i palcem wskazał na szare drzwi – Dziękuję bardzo.

Specjalnie przeszłam przez tylni regał, po drodze łapiąc coś podłużnego. Wsadziłam to coś do kieszeni bluzy i weszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i wyciągnęłam jedzenie, jakim był batonik. Na śniadanie to trochę za mało. Załatwiłam się i opuściłam toaletę. Wracając również przeszłam tylnym regałem. Tym razem chwyciłam coś większego, ale od razu schowałam do kieszeni bluzy.

-Jeszcze raz dziękuję.

-Nie ma za co. Do widzenia!

-Do widzenia.

Opuściłam stację i poszłam w stronę Starscream’a. Nie chciałam okradać tego mężczyzny, ale uciekłam z domu i musiałam radzić sobie sama. Pieniądze prędzej czy później by mi się skończyły. Weszłam do kabiny, a decept od razu ruszył. Wyciągnęłam skradzione jedzenie. Oprócz batonika udało mi się zwinąć rogalika. To już trochę bardziej przypomina śniadanie. Otworzyłam rogala i wzięłam pierwszy gryz.

-I jak ci poszło?

-Dobrze. Nawet nie było trudno.

-Gratuluję. Właśnie zostałaś złodziejką!

-Żadną zaraz złodziejką! – oburzyłam się – Złodzieje kradną dla przyjemności!

-A tobie nie było przyjemnie?

-Nie! – skłamałam – Może troszkę – Scream zaśmiał się, a ja wzięłam kolejnego gryza. Kradzież rzeczywiście sprawiła mi trochę przyjemności. Adrenalina mi podskoczyła i dobrze się bawiłam.

Droga do Detroit nie była krótka, więc Starscream opowiedział mi jeszcze o Autobotach. Ich liderem jest Optimus Prime, ostatni z Prime’ów, przywódców Cybertronu. On i Megatron byli kiedyś przyjaciółmi, ale kiedy wojna się rozpoczęła każdy z nich stanął po dwóch różnych stronach. Autoboty również mają jednego medyka i jest nim Ratchet. Prawie nigdy nie opuszcza bazy, więc Scream nie opowiedział mi o nim za wiele. Boty mają w bazie jedną fembotkę o imieniu Arcee. Jest bardzo szybka i jak powiedział Starscream, nie ma z nią żartów. W zespole jest też Bumblebee, który nie może mówić. Świetnie walczy na pięści. A jeśli chodzi o pięści, to największe ma Bulkhead. Jest Wreckerem i świetnie mu idzie rozwalanie, ale rozumem nie grzeszy. Na Ziemi jest jeszcze jeden Wrecker, Wheiljack, ale on nie należy do drużyny Prime’a. Jest wielkim miłośnikiem granatów i mistrzem walki na miecze. Ostatnio do ekipy dołączył Smokescreen, młody i niedoświadczony bot. I o nim Scream nie ma zbyt dużo wiadomości.

Słuchając tak cona, zdałam sobie sprawę, że nie zadałam dosyć ważnego pytania. Wojna domowa na Cybertronie, w której walczyły Autoboty i Decepticony. Pytnie brzmi, które z nich są dobre?

-Starscream – zaczęłam nurtujące mnie pytanie – Powiedz, która ze stron jest tą dobrą? Tą, która chciała pokoju? – decept się nie odzywał – Słuchaj, niezależnie co powiesz nie zmienię zdania na twój temat, obiecuję.

-Autoboty – odpowiedział wreszcie – To Autoboty walczyły o słuszną sprawę. Dla Decepticonów najważniejsza była władza. Nie obchodziło nas życie innych.  Zrobiłem wiele rzeczy, których żałuję. Możesz postrzegać mnie inaczej, masz do tego całkowite prawo…

-Już ci powiedziałam. Nie mam zamiaru zmieniać zdania na twój temat. Pomagasz mi, to się dla mnie liczy i to sprawia, że tak naprawdę jesteś dobry. Gdybyś był zły, zabiłbyś mnie od razu – chwila ciszy.

-Dobra, zrobiło się trochę ckliwie. Zapnij pasy, lądujemy.

Posłusznie wykonałam polecenie. Starscream wylądował w jakimś parku. Było wcześnie i na szczęście nie roiło się w nim od dzieci, ale kilkoro dorosłych, którzy biegali przystanęło i zaczęło się nam przyglądać. Zaczęli wyciągać telefony i robić nam zdjęcia.

-No, to jesteśmy sławni – zażartowałam – Gdzie ten energon? Tylko nie syp mi tu jakimiś współrzędnymi, bo jestem kiepska z geografii.

-Jest przed nami, pod ziemią.

-Super. Mogłam zabrać jakąś łopatę.

-Zajmij jakoś tych ludzi, odgoń ich czy coś. Wtedy ja wykopię kryształ.

-Dobra – otworzyłam kabinę i wyszłam na zewnątrz. Wiedziałam, że ci ludzie ot tak sobie nie odejdą. Musiałam szybko coś wymyślić. Nagle wpadłam na pewien pomysł – Proszę wszystkich o uwagę! – krzyknęłam jak najgłośniej, by każdy mnie usłyszał – Bardzo proszę o opuszczenie parku.  To jest operacja wojskowa. Mamy poważne zagrożenie.

-Nie jesteś za młoda na wojsko? – zapytał jakiś mężczyzna z tłumu.

-Ma Pan kłopoty z niskimi? – zmierzyłam go wzrokiem, a on cofnął się o krok – Czy ja się nie jasno wyraziłam!? Pod waszymi stopami jest bomba! Ruszać się!

Ludzie jak na zawołanie zaczęli uciekać na wszystkie strony, mówiąc po drodze innym, że mamy zagrożenie bombowe. Nie mogłam się powstrzymać i mimowolnie zaczęłam się śmiać. Że też dali się tak łatwo nabrać.

Starscream transformował się i również parsknął śmiechem. Nie trwało to jednak długo, bo od razu zaczął kopać. Po kilku minutach trzymał w rękach jakieś pięć sporych kryształów. Ponownie zmienił formę, a ja weszłam do kabiny. Nie czekaliśmy aż ludzie znów się zbiorą i od razu wylecieliśmy. W powietrzu śmialiśmy się jeszcze przez długi czas.

-Jacy niektórzy z was są łatwowierni! 

-Sama byłam zaskoczona, że to łyknęli! Chyba hasło „bomba” działa za każdym razem.

-Najwyraźniej – przystopowaliśmy ze śmiechem i przez chwilę nic nie mówiliśmy – Naprawdę nie przeszkadza ci fakt, że byłem Decepticonem?

-Nie – odpowiedziałam bez namysłu. Mama od zawsze uczyła mnie, by wybaczać innym pomyłki – Każdy z nas robi błędy. Nie ważne jakie. Odszedłeś od conów, więc jednoznacznie postanowiłeś swój błąd naprawić. Zasłużyłeś na drugą szansę. Każdy na nią zasługuje.

Oczami Starscream’a

Słuchałem jej i zastanawiałem się co ja wyprawiam. Bratam się z jakimś człowiekiem i jeszcze mu się zwierzam. Co ona w sobie ma? Coś z jej środka zaczyna czytać moją iskrę, jak otwartą księgę. Wydaje się, jakbyśmy znali się od dawna. Razem się śmiejemy i denerwujemy. Czy to jest właśnie to, co ludzie nazywają przyjaźnią?

Powinienem powiedzieć jej o wszystkich rzeczach jakie zrobiłem i o wszystkich krzywdach jakie wyrządziłem. Boję się jednak, że kiedy wyjawię jej prawdę to wszystko się skończy. Nie będzie mnie już postrzegać tak samo. Z nią mogę zacząć na nowo, nie musiałbym wracać do Decepticonów. Ale to się wiąże z ciągłymi kłamstwami. Nie chcę jej okłamywać, ale muszę.

-Może po powrocie spróbujemy poszukać w…jak wy to nazywacie, Internet? – pokiwała głową – Spróbujemy poszukać twojej mamy.

-Naprawdę?

-Przecież ci obiecałem. Poza tym wiem, że musi być dla ciebie ważna. Jest twoją rodziną.

-Tak jak teraz ty.

Takich słów nie usłyszałem jeszcze nigdy. Powiedziała, że jestem jej rodziną. Nie przyjacielem, ale rodziną. Z tego co mi wiadomo, to jeszcze bliższa więź łącząca dwie osoby. Na otchłań Kaonu, w co ja się wpakowałem?! Co się ze mną dzieje? Nie wiem, ale już tego nie odwrócę. Będę się nią opiekował i przysięgam, że pod moją opieką nic jej się nie stanie. Daje słowo.   

1 komentarz: