Na zawsze ponosisz odpowiedzialność za to, co oswoiłeś.
Antoine de Saint-Exupéry
Wstałam
wczesnym rankiem, a przynajmniej tak myślę. Przeciągnęłam się i rozejrzałam w
poszukiwaniu Starscream’a. Stał przy ekranie i wpatrywał się w mapę Ziemi.
Podniosłam się i już miałam zejść, kiedy sobie przypomniałam na jakiej
wysokości się znajduję.
-Hej,
Scream, może byś mnie ściągnął?! – con odwrócił się w moją stronę, westchnął i
podszedł do mnie. Wystawił swoją dłoń, a ja na nią wskoczyłam. Odłożył mnie na
panelu. Mogłam się lepiej przyjrzeć mapie. Jakieś siedem punktów było na niej
zaznaczone – Co to za kropki?
-Energon
ukryty na terenie miast. Żadna ze stron nie szukała go tak dokładnie, a nawet
jeśli to nie chciała go wydobywać z miejsca pełnego ludzi.
-Ale ty masz
mnie – puściłam mu oczko – Od czego zaczniemy?
-Detroit.
Dosyć duże złoże.
-Spoko, ale
po drodze musimy wziąć coś na ruszt. Może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale
muszę się odżywiać. W tym momencie jestem trochę głodna – decept westchnął.
-Zapomniałem,
że wy, ludzie musicie przyjmować te dziwne pokarmy.
-Ej, ty masz
swój energon, a ja jedzenie. Przyzwyczaj się – uśmiechnęłam się do niego
wrednie. Ponownie wziął mnie na ręce i razem opuściliśmy statek.
Na zewnątrz
Starscream transformował się i poleciał przed siebie. Niebo było czyste od chmur, a słońce dopiero
wstało. Lecieliśmy nad kamiennym terenem.
-Niedaleko,
na uboczu jest stacja benzynowa. Kupisz tam coś sobie – pokiwałam głową, ale
szybko zorientowałam się, że nie wzięłam ze sobą portfela.
-Scream, nie
wzięłam pieniędzy.
-Jaj już się
nie wracam. Będziesz musiała ukraść to jedzenie.
-Ale ja
jeszcze nigdy…
-Zawsze musi
być ten pierwszy raz – westchnęłam i położyłam głowę na szybie.
Po jakimś
czasie kamienie zaczęły powoli przechodzić w pola. W oddali było widać jakieś
miasteczko, a przed nim jeden budynek. Con wylądował w wysokiej trawie i
otworzył kabinę. Łał, w końcu pozwolił mi samej wyjść. Opuściłam wnętrze i
spojrzałam w stronę stacji. Nie chciałam kraść, ale jaki miałam wybór. Pewnie
pomaszerowałam do budynku. Żaden samochód nie stał na zewnątrz. W środku półki
były zapełnione jedzeniem, piciem i akcesoriami do pojazdów. Za ladą stał
starszy mężczyzna z wąsem ubrany w czerwony fartuch.
-Przepraszam,
czy mogę skorzystać z toalety? – staruszek pokiwał głową i palcem wskazał na
szare drzwi – Dziękuję bardzo.
Specjalnie
przeszłam przez tylni regał, po drodze łapiąc coś podłużnego. Wsadziłam to coś
do kieszeni bluzy i weszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i wyciągnęłam
jedzenie, jakim był batonik. Na śniadanie to trochę za mało. Załatwiłam się i
opuściłam toaletę. Wracając również przeszłam tylnym regałem. Tym razem
chwyciłam coś większego, ale od razu schowałam do kieszeni bluzy.
-Jeszcze raz
dziękuję.
-Nie ma za
co. Do widzenia!
-Do
widzenia.
Opuściłam
stację i poszłam w stronę Starscream’a. Nie chciałam okradać tego mężczyzny,
ale uciekłam z domu i musiałam radzić sobie sama. Pieniądze prędzej czy później
by mi się skończyły. Weszłam do kabiny, a decept od razu ruszył. Wyciągnęłam
skradzione jedzenie. Oprócz batonika udało mi się zwinąć rogalika. To już
trochę bardziej przypomina śniadanie. Otworzyłam rogala i wzięłam pierwszy
gryz.
-I jak ci
poszło?
-Dobrze.
Nawet nie było trudno.
-Gratuluję.
Właśnie zostałaś złodziejką!
-Żadną zaraz
złodziejką! – oburzyłam się – Złodzieje kradną dla przyjemności!
-A tobie nie
było przyjemnie?
-Nie! –
skłamałam – Może troszkę – Scream zaśmiał się, a ja wzięłam kolejnego gryza.
Kradzież rzeczywiście sprawiła mi trochę przyjemności. Adrenalina mi
podskoczyła i dobrze się bawiłam.
Droga do
Detroit nie była krótka, więc Starscream opowiedział mi jeszcze o Autobotach.
Ich liderem jest Optimus Prime, ostatni z Prime’ów, przywódców Cybertronu. On i
Megatron byli kiedyś przyjaciółmi, ale kiedy wojna się rozpoczęła każdy z nich
stanął po dwóch różnych stronach. Autoboty również mają jednego medyka i jest
nim Ratchet. Prawie nigdy nie opuszcza bazy, więc Scream nie opowiedział mi o
nim za wiele. Boty mają w bazie jedną fembotkę o imieniu Arcee. Jest bardzo
szybka i jak powiedział Starscream, nie ma z nią żartów. W zespole jest też
Bumblebee, który nie może mówić. Świetnie walczy na pięści. A jeśli chodzi o
pięści, to największe ma Bulkhead. Jest Wreckerem i świetnie mu idzie
rozwalanie, ale rozumem nie grzeszy. Na Ziemi jest jeszcze jeden Wrecker,
Wheiljack, ale on nie należy do drużyny Prime’a. Jest wielkim miłośnikiem
granatów i mistrzem walki na miecze. Ostatnio do ekipy dołączył Smokescreen,
młody i niedoświadczony bot. I o nim Scream nie ma zbyt dużo wiadomości.
Słuchając
tak cona, zdałam sobie sprawę, że nie zadałam dosyć ważnego pytania. Wojna
domowa na Cybertronie, w której walczyły Autoboty i Decepticony. Pytnie brzmi,
które z nich są dobre?
-Starscream
– zaczęłam nurtujące mnie pytanie – Powiedz, która ze stron jest tą dobrą? Tą,
która chciała pokoju? – decept się nie odzywał – Słuchaj, niezależnie co
powiesz nie zmienię zdania na twój temat, obiecuję.
-Autoboty –
odpowiedział wreszcie – To Autoboty walczyły o słuszną sprawę. Dla Decepticonów
najważniejsza była władza. Nie obchodziło nas życie innych. Zrobiłem wiele rzeczy, których żałuję. Możesz
postrzegać mnie inaczej, masz do tego całkowite prawo…
-Już ci
powiedziałam. Nie mam zamiaru zmieniać zdania na twój temat. Pomagasz mi, to
się dla mnie liczy i to sprawia, że tak naprawdę jesteś dobry. Gdybyś był zły,
zabiłbyś mnie od razu – chwila ciszy.
-Dobra,
zrobiło się trochę ckliwie. Zapnij pasy, lądujemy.
Posłusznie
wykonałam polecenie. Starscream wylądował w jakimś parku. Było wcześnie i na
szczęście nie roiło się w nim od dzieci, ale kilkoro dorosłych, którzy biegali
przystanęło i zaczęło się nam przyglądać. Zaczęli wyciągać telefony i robić nam
zdjęcia.
-No, to
jesteśmy sławni – zażartowałam – Gdzie ten energon? Tylko nie syp mi tu jakimiś
współrzędnymi, bo jestem kiepska z geografii.
-Jest przed
nami, pod ziemią.
-Super.
Mogłam zabrać jakąś łopatę.
-Zajmij
jakoś tych ludzi, odgoń ich czy coś. Wtedy ja wykopię kryształ.
-Dobra –
otworzyłam kabinę i wyszłam na zewnątrz. Wiedziałam, że ci ludzie ot tak sobie
nie odejdą. Musiałam szybko coś wymyślić. Nagle wpadłam na pewien pomysł –
Proszę wszystkich o uwagę! – krzyknęłam jak najgłośniej, by każdy mnie usłyszał
– Bardzo proszę o opuszczenie parku. To
jest operacja wojskowa. Mamy poważne zagrożenie.
-Nie jesteś
za młoda na wojsko? – zapytał jakiś mężczyzna z tłumu.
-Ma Pan
kłopoty z niskimi? – zmierzyłam go wzrokiem, a on cofnął się o krok – Czy ja się
nie jasno wyraziłam!? Pod waszymi stopami jest bomba! Ruszać się!
Ludzie jak
na zawołanie zaczęli uciekać na wszystkie strony, mówiąc po drodze innym, że
mamy zagrożenie bombowe. Nie mogłam się powstrzymać i mimowolnie zaczęłam się
śmiać. Że też dali się tak łatwo nabrać.
Starscream
transformował się i również parsknął śmiechem. Nie trwało to jednak długo, bo
od razu zaczął kopać. Po kilku minutach trzymał w rękach jakieś pięć sporych
kryształów. Ponownie zmienił formę, a ja weszłam do kabiny. Nie czekaliśmy aż
ludzie znów się zbiorą i od razu wylecieliśmy. W powietrzu śmialiśmy się
jeszcze przez długi czas.
-Jacy
niektórzy z was są łatwowierni!
-Sama byłam
zaskoczona, że to łyknęli! Chyba hasło „bomba” działa za każdym razem.
-Najwyraźniej
– przystopowaliśmy ze śmiechem i przez chwilę nic nie mówiliśmy – Naprawdę nie
przeszkadza ci fakt, że byłem Decepticonem?
-Nie –
odpowiedziałam bez namysłu. Mama od zawsze uczyła mnie, by wybaczać innym
pomyłki – Każdy z nas robi błędy. Nie ważne jakie. Odszedłeś od conów, więc
jednoznacznie postanowiłeś swój błąd naprawić. Zasłużyłeś na drugą szansę.
Każdy na nią zasługuje.
Oczami
Starscream’a
Słuchałem
jej i zastanawiałem się co ja wyprawiam. Bratam się z jakimś człowiekiem i
jeszcze mu się zwierzam. Co ona w sobie ma? Coś z jej środka zaczyna czytać
moją iskrę, jak otwartą księgę. Wydaje się, jakbyśmy znali się od dawna. Razem
się śmiejemy i denerwujemy. Czy to jest właśnie to, co ludzie nazywają
przyjaźnią?
Powinienem
powiedzieć jej o wszystkich rzeczach jakie zrobiłem i o wszystkich krzywdach
jakie wyrządziłem. Boję się jednak, że kiedy wyjawię jej prawdę to wszystko się
skończy. Nie będzie mnie już postrzegać tak samo. Z nią mogę zacząć na nowo,
nie musiałbym wracać do Decepticonów. Ale to się wiąże z ciągłymi kłamstwami.
Nie chcę jej okłamywać, ale muszę.
-Może po
powrocie spróbujemy poszukać w…jak wy to nazywacie, Internet? – pokiwała głową
– Spróbujemy poszukać twojej mamy.
-Naprawdę?
-Przecież ci
obiecałem. Poza tym wiem, że musi być dla ciebie ważna. Jest twoją rodziną.
-Tak jak
teraz ty.
Takich słów
nie usłyszałem jeszcze nigdy. Powiedziała, że jestem jej rodziną. Nie
przyjacielem, ale rodziną. Z tego co mi wiadomo, to jeszcze bliższa więź
łącząca dwie osoby. Na otchłań Kaonu, w co ja się wpakowałem?! Co się ze mną
dzieje? Nie wiem, ale już tego nie odwrócę. Będę się nią opiekował i
przysięgam, że pod moją opieką nic jej się nie stanie. Daje słowo.
Oj Screamuś xd Żeś się chłopie wpakował <3
OdpowiedzUsuń