środa, 3 lutego 2016

Rozdział II - Niespodziewana znajomość


Nie składaj obietnic, jeśli nie jesteś pewny, czy zamierzasz ich dotrzymać.

Nicholas Sparks

Siedziałem na pokładzie Harbingera i starałem się wymyślić sposób, na ponowne dołączenie do Decepticonów. Miałem serdecznie dość samodzielnej tułaczki po tej planecie. Z marnymi zapasami energonu, nie mając się do kogo odezwać. Jedynym i największym problemem był Megatron. Pewne jest, że kiedy tylko postawię stopę na Nemezis, wykończy mnie śmiejąc się przy tym. Przed jego zemstą nie da się uciec. Można ją jedynie opóźniać.

Czujniki statku wykryły sygnał energonu. W obecnej sytuacji nie obraziłby się za kilka niebieskich kostek. Podszedłem do panelu i sprawdziłem współrzędne. Vancouver , na skraju miasta. Autoboty pewnie za niedługo się tym zainteresują.

Opuściłem statek, transformowałem się i poleciałem w kierunku mojego celu. Nie chcę zwracać na siebie uwagi, więc zmuszony jestem działać pod przykrywką. Dobrze, że energon nie znalazł się w centrum. Wtedy jego wydobycie nie byłoby takie łatwe. Choć muszę przyznać, że chętnie rozszarpałbym jakiegoś człowieka. Tak dla zabawy.

Szybko odsunąłem od siebie tą myśl. Muszę skupić się na zadaniu, nie na przyjemnościach. Przyśpieszyłem, by przypadkiem nie natknąć się na Autoboty, albo co gorsza Decepticony.

Oczami Mayday

Przechadzałam się ulicami Vancouver. Mama zawsze chciała odwiedzić to miasto i miałam nadzieję, że gdzieś tutaj się spotkamy. Niestety chodziłam po mieście cały dzień, a nie znalazłam po niej nawet śladu. Obawiam się, że raczej ciężko będzie mi ją znaleźć. To jak szukanie igły w stoku siana. Przydałby się jakiś magnes. Niestety nie posiadam go i muszę sobie poradzić sama.

Nagle nad moją głową przeleciał samolot, strasznie nisko. Z tego co zdążyłam zauważyć F-16. Wojskowy. Co robił tutaj? Z natury jestem ciekawska, więc postanowiłam to sprawdzić. Pobiegłam w stronę, w którą się kierował. Przeskoczyłam nad dołem, w którym były naprawiane rury. Po chwili trafiłam na plac budowy. Piasek nasypał mi się do butów, ale nie bardzo mi to przeszkadzało. Rozejrzałam się dookoła. Koparki, spychacze i inne pojazdy, ale żadnych ludzi. Zrobiłam kolejne kilka kroków i zatrzymałam się przy betoniarce. Byłam pewna, że zobaczę odrzutowiec i jego pilota. Zamiast tego moim oczom ukazał się wielki robot. Miał szarą zbroję z czerwonymi dodatkami i czymś w rodzaju rogu na czubku głowy. Z pleców wystawały mu skrzydła, a oczy były czerwone. Wykopywał coś z ziemi. Podeszłam trochę bliżej by mu się przyjrzeć. Chwilę później podniósł się, a w jego ręce spoczywał dosyć duży, niebieski kryształ. Pięknie mienił się w jasnym słońcu. Postanowiłam podejść jeszcze bliżej. Wtem robot odwrócił się i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się wrednie, a następnie podszedł do mnie i złapał. Przez moment nieźle się wystraszyłam, ale miałam przeczucie, że on mnie nie skrzywdzi.

-Coś ty za jedna?

-Mogłabym zadać to samo pytanie.

Starałam się zachowywać śmiało. Robota chyba nie bardzo zadowoliła ta wypowiedź. Puścił mi wrogie spojrzenie, ale szybko spojrzał na coś innego. Odwróciłam się w stronę, w którą się przyglądał. Cztery czarno – fioletowe odrzutowce leciały w naszą stronę. Nieznajomy w momencie zmienił się w F-16, a ja wylądowałam w kabinie pilota. Obok mnie leżał niebieski kryształ. Robot poleciał w górę, a odrzutowce pomknęły za nami.

-Zdajesz sobie sprawę, że właśnie mnie porwałeś?

-Co? Ale jak…? – chyba nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności – Niech to rdza!

-Mną się nie przejmuj. Lepiej zajmij się swoim ogonem – odrzutowce zaczęły w nas strzelać. Najwyraźniej mieli ze sobą na pieńku.

-Nie pouczaj mnie mała!

-Nie gorączkuj się tak bo ci się obwody przepalą – robot pewnie przeklinał mnie w myślach. W pewnym momencie poleciał w górę, zawrócił tak, że byłam do góry nogami i teraz to on ścigał odrzutowce. Zrobiło mi się niedobrze – Lepiej tak nie szalej z tymi sztuczkami. Jeszcze nigdy nie leciałam samolotem i nie ręczę za siebie. Mogę puścić pawia!

-Ani mi się wasz! – nieznajomy wystrzelił dwie rakiety. Obie trafiły po jednym odrzutowcu, a kilka odłamków zniszczyło kolejny. Teraz został tylko jeden. Niestety powtórzył nasz poprzedni wyczyn i ponownie to on był myśliwym – Teraz uważaj. To może być trochę straszne.

-Czekaj, co?

Nie uzyskałam odpowiedzi, ponieważ samolot ponownie zmienił się w robota. Wydałam z siebie pisk, bo zaczęłam spadać. Instynktownie chwyciłam się kryształu, ale nie sądzę, bym dzięki niemu nauczyła się latać. Widziałam jak robot strzela jakimiś dziwnymi pociskami w ostatni odrzutowiec i niszczy go. Później złapał mnie i znów transformował się w F-16.

-Jak mogłeś?! Mogłam zginąć!

-Nie wrzeszcz tak. Ciesz się, że w ogóle cię uratowałem. Mogłabyś rozkwasić się o ziemię.

-No wielkie dzięki. Jakbyś zapomniał, sam mnie w to wplątałeś – choć nie powiem, transport by mi się przydał. Może robot mógłby pomóc znaleźć mi mamę – Co to jest? – wskazałam na kryształ, by przy okazji jakoś zacząć rozmowę – Ten niebieski kryształ?

-To jest energon, paliwo, które zasila moją rasę.

-A ta rasa to? – lubię zadawać pytania.

-Cybertroniańczycy. Pochodzimy z planety Cybertron, na której wybuchła wojna domowa. Po jednej stronie stały Autoboty, a po drugiej Decepticony, do których należałem.

-Czas przeszły?

-Odszedłem już jakiś czas temu i od tej pory działam sam…Chwila! Po co ja z tobą w ogóle gadam?! – cicho się zaśmiałam, ale postanowiłam wykorzystać sytuację.

-Nie jesteś samotny? Ja tam bym nie pogardziła towarzystwem – spróbowałam go podejść – Słuchaj, nie przydałaby ci się partnerka? – zaśmiał się.

-Akurat ostatnie czego bym pragnął to bratanie się z jakimś damskim autochtonem.

-No daj spokój! Widziałam, że ten energon jest dla ciebie ważny. Miałeś szczęście, że znajdował się na pustym placu budowy! Jakby znalazł się gdzieś w mieście, nie udałoby ci się go dorwać. No chyba,  że chcesz pokazać wszystkim kim jesteś?

-Nie mogę zwracać na siebie uwagi wojska, to chyba logiczne?!

-No widzisz. Przydałabym się – nastała niezręczna cisza.

-Nie ma nic za darmo. Czego chciałabyś w zamian? – jest!

-Pomógłbyś mi kogoś znaleźć. Moją mamę.

-Niech ci będzie.

-Dzięki ci, dzięki ci, dzięki ci! – chciałam go przytulić, ale nie bardzo wiedziałam jak to zrobić.

-Tylko już nie wrzesz. Lecimy do mojego statku.

-Masz statek?

-Ogromy! Spodoba ci się.

Uśmiechnęłam się i wyjrzałam przez okno. Lecieliśmy ponad chmurami, niebo było błękitne. Kilka prześwitów białego puchu pozwoliło mi zobaczyć kawałek miasta i jego malutkie domki. Po raz pierwszy lecę samolotem, w dodatku takim, który jest jednocześnie robotem. Nawet mi może przytrafić się coś szczęśliwego.

-A imię jakieś masz? – zapytałam – Ja nazywam się Mayday, ale możesz mi mówić May.

-Starscream – powstrzymałam się by nie wybuchnąć śmiechem – Coś cię bawi?

-Nic takiego. Twoje imię jest…ciekawe – czułam na sobie jego ostrzegawcze spojrzenie.

Nie wiedziałam ile będzie trwał nasz lot, więc postanowiłam trochę dowiedzieć się o jego rasie. Każdy Cybertroniańczyk potrafi się transformować. Niektórzy w samochody, motocykle, a inni w odrzutowce i helikoptery. Decepticony są głównie lotnymi, aczkolwiek jest jeden, który wręcz ubóstwia swój naziemny alt-mode. Starscream powiedział, że nazywa się Knock Out. Jest medykiem i ma hopla na punkcie swojego lakieru. Rzadko kiedy staje do walki, bo się boi, że coś mogłoby go zarysować. Ma partnera, Breakdowna. On również transformuje się w samochód. Wielkim rozumem nie grzeszy, ale walczyć umie. Scream opisał mi jeszcze kilka conów. Soundwave to as wywiadu, najlepszy szpieg. Zamiast twarzy ma ekran i nigdy się nie odzywa. Ja to bym z takim oszalała. Jest też Dreadwing, z którym ostatnio miał nieprzyjemność się spotkać. Jest bratem bliźniakiem zmarłego Skyquake’a i z tego co zrozumiałam przyleciał na Ziemię by zemścić się na jego zabójcach. W zespole conów jest też dziewczyna, Airachnid. Ma trzy pary odnóży jak u pająka i z tego co mówi Starscream, jest ohydna. Przywódcą Decepticonów jest Megatron, największy i najsilniejszy decept. Nikt nie może się z nim równać. Kiedy Scream należał jeszcze do conów, pełnił funkcję komandora, choć jak sam się przyznał kilkakrotnie próbował przejąć pozycję lidera. Jak widać, z marnym skutkiem.

Con miał mi zacząć opowiadać o Autobotach, ale dolecieliśmy na miejsce. Statek był praktycznie duży, ale znajdował się w stercie kamieni na jakimś zadupiu. Starscream transformował się, a ja upadłam na ziemię. Tyłek nieźle mnie po tym bolał.

-Może następnym razem bardziej byś uważał?

-Nie obiecuję. Chodź, bo nie będę na ciebie czekał.

 Wstałam z ziemi i podążyłam za robotem. Wejście do statku otworzyło się. Korytarz miał ciemne barwy, czerń i fiolet. Co jakiś czas pojawiały się drzwi, których jednak nie otwieraliśmy. W końcu doszliśmy do połowy korytarza i następnych drzwi. Tym razem Scream je otworzył i weszliśmy do środka. Pomieszczenie nie różniło się kolorami od korytarza. Naprzeciw drzwi znajdował się wielki ekran i konsola. Po bokach jakieś instrumenty medyczne, a w rogu dość wysoki stół. Decept wziął mnie na ręce i postawił na nim. Wyciągnęłam z plecaka kilka ubrań i położyłam je, by zastąpiły mi poduszkę. Wyjęłam też kocyk i posłanie miałam gotowe. Jeszcze raz zerknęłam na konsolę.

-Może tym udałoby nam się znaleźć mamę? Ma jakieś wyszukiwanie twarzy czy namierzanie ludzi?

-Nie bardzo, ale jutro możesz spróbować coś na nim pokombinować. Choć nie sądzę, żebyś poradziła sobie z tak skomplikowaną technologią – prychnęłam.

-Jeszcze zobaczymy.


Oczami Starscream’a

Przez jeszcze długi czas dziewczyna coś gadała, ale starałem się jej nie słuchać. Może rzeczywiście przydać się w niektórych sytuacjach, ale niech nie robi sobie nadziei, że będę z nią szukał jakiejś tam mamy. Zostanie tu póki będzie przydatna. Potem po prostu zostawię ją w jakimś mieście. I wszystko będzie po staremu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz