Nie składaj obietnic, jeśli nie jesteś pewny, czy zamierzasz ich
dotrzymać.
Nicholas Sparks
Siedziałem
na pokładzie Harbingera i starałem się wymyślić sposób, na ponowne dołączenie
do Decepticonów. Miałem serdecznie dość samodzielnej tułaczki po tej planecie.
Z marnymi zapasami energonu, nie mając się do kogo odezwać. Jedynym i
największym problemem był Megatron. Pewne jest, że kiedy tylko postawię stopę
na Nemezis, wykończy mnie śmiejąc się przy tym. Przed jego zemstą nie da się
uciec. Można ją jedynie opóźniać.
Czujniki
statku wykryły sygnał energonu. W obecnej sytuacji nie obraziłby się za kilka
niebieskich kostek. Podszedłem do panelu i sprawdziłem współrzędne. Vancouver ,
na skraju miasta. Autoboty pewnie za niedługo się tym zainteresują.
Opuściłem
statek, transformowałem się i poleciałem w kierunku mojego celu. Nie chcę
zwracać na siebie uwagi, więc zmuszony jestem działać pod przykrywką. Dobrze,
że energon nie znalazł się w centrum. Wtedy jego wydobycie nie byłoby takie
łatwe. Choć muszę przyznać, że chętnie rozszarpałbym jakiegoś człowieka. Tak
dla zabawy.
Szybko
odsunąłem od siebie tą myśl. Muszę skupić się na zadaniu, nie na
przyjemnościach. Przyśpieszyłem, by przypadkiem nie natknąć się na Autoboty,
albo co gorsza Decepticony.
Oczami
Mayday
Przechadzałam
się ulicami Vancouver. Mama zawsze chciała odwiedzić to miasto i miałam
nadzieję, że gdzieś tutaj się spotkamy. Niestety chodziłam po mieście cały
dzień, a nie znalazłam po niej nawet śladu. Obawiam się, że raczej ciężko
będzie mi ją znaleźć. To jak szukanie igły w stoku siana. Przydałby się jakiś
magnes. Niestety nie posiadam go i muszę sobie poradzić sama.
Nagle nad
moją głową przeleciał samolot, strasznie nisko. Z tego co zdążyłam zauważyć
F-16. Wojskowy. Co robił tutaj? Z natury jestem ciekawska, więc postanowiłam to
sprawdzić. Pobiegłam w stronę, w którą się kierował. Przeskoczyłam nad dołem, w
którym były naprawiane rury. Po chwili trafiłam na plac budowy. Piasek nasypał
mi się do butów, ale nie bardzo mi to przeszkadzało. Rozejrzałam się dookoła.
Koparki, spychacze i inne pojazdy, ale żadnych ludzi. Zrobiłam kolejne kilka
kroków i zatrzymałam się przy betoniarce. Byłam pewna, że zobaczę odrzutowiec i
jego pilota. Zamiast tego moim oczom ukazał się wielki robot. Miał szarą zbroję
z czerwonymi dodatkami i czymś w rodzaju rogu na czubku głowy. Z pleców
wystawały mu skrzydła, a oczy były czerwone. Wykopywał coś z ziemi. Podeszłam
trochę bliżej by mu się przyjrzeć. Chwilę później podniósł się, a w jego ręce
spoczywał dosyć duży, niebieski kryształ. Pięknie mienił się w jasnym słońcu.
Postanowiłam podejść jeszcze bliżej. Wtem robot odwrócił się i spojrzał na
mnie. Uśmiechnął się wrednie, a następnie podszedł do mnie i złapał. Przez
moment nieźle się wystraszyłam, ale miałam przeczucie, że on mnie nie
skrzywdzi.
-Coś ty za
jedna?
-Mogłabym
zadać to samo pytanie.
Starałam się
zachowywać śmiało. Robota chyba nie bardzo zadowoliła ta wypowiedź. Puścił mi
wrogie spojrzenie, ale szybko spojrzał na coś innego. Odwróciłam się w stronę,
w którą się przyglądał. Cztery czarno – fioletowe odrzutowce leciały w naszą
stronę. Nieznajomy w momencie zmienił się w F-16, a ja wylądowałam w
kabinie pilota. Obok mnie leżał niebieski kryształ. Robot poleciał w górę, a
odrzutowce pomknęły za nami.
-Zdajesz
sobie sprawę, że właśnie mnie porwałeś?
-Co? Ale
jak…? – chyba nie zdawał sobie sprawy z mojej obecności – Niech to rdza!
-Mną się nie
przejmuj. Lepiej zajmij się swoim ogonem – odrzutowce zaczęły w nas strzelać.
Najwyraźniej mieli ze sobą na pieńku.
-Nie pouczaj
mnie mała!
-Nie
gorączkuj się tak bo ci się obwody przepalą – robot pewnie przeklinał mnie w
myślach. W pewnym momencie poleciał w górę, zawrócił tak, że byłam do góry
nogami i teraz to on ścigał odrzutowce. Zrobiło mi się niedobrze – Lepiej tak
nie szalej z tymi sztuczkami. Jeszcze nigdy nie leciałam samolotem i nie ręczę
za siebie. Mogę puścić pawia!
-Ani mi się
wasz! – nieznajomy wystrzelił dwie rakiety. Obie trafiły po jednym odrzutowcu,
a kilka odłamków zniszczyło kolejny. Teraz został tylko jeden. Niestety
powtórzył nasz poprzedni wyczyn i ponownie to on był myśliwym – Teraz uważaj.
To może być trochę straszne.
-Czekaj, co?
Nie
uzyskałam odpowiedzi, ponieważ samolot ponownie zmienił się w robota. Wydałam z
siebie pisk, bo zaczęłam spadać. Instynktownie chwyciłam się kryształu, ale nie
sądzę, bym dzięki niemu nauczyła się latać. Widziałam jak robot strzela jakimiś
dziwnymi pociskami w ostatni odrzutowiec i niszczy go. Później złapał mnie i
znów transformował się w F-16.
-Jak
mogłeś?! Mogłam zginąć!
-Nie
wrzeszcz tak. Ciesz się, że w ogóle cię uratowałem. Mogłabyś rozkwasić się o
ziemię.
-No wielkie
dzięki. Jakbyś zapomniał, sam mnie w to wplątałeś – choć nie powiem, transport
by mi się przydał. Może robot mógłby pomóc znaleźć mi mamę – Co to jest? –
wskazałam na kryształ, by przy okazji jakoś zacząć rozmowę – Ten niebieski
kryształ?
-To jest
energon, paliwo, które zasila moją rasę.
-A ta rasa
to? – lubię zadawać pytania.
-Cybertroniańczycy.
Pochodzimy z planety Cybertron, na której wybuchła wojna domowa. Po jednej
stronie stały Autoboty, a po drugiej Decepticony, do których należałem.
-Czas
przeszły?
-Odszedłem
już jakiś czas temu i od tej pory działam sam…Chwila! Po co ja z tobą w ogóle
gadam?! – cicho się zaśmiałam, ale postanowiłam wykorzystać sytuację.
-Nie jesteś
samotny? Ja tam bym nie pogardziła towarzystwem – spróbowałam go podejść –
Słuchaj, nie przydałaby ci się partnerka? – zaśmiał się.
-Akurat
ostatnie czego bym pragnął to bratanie się z jakimś damskim autochtonem.
-No daj
spokój! Widziałam, że ten energon jest dla ciebie ważny. Miałeś szczęście, że
znajdował się na pustym placu budowy! Jakby znalazł się gdzieś w mieście, nie
udałoby ci się go dorwać. No chyba, że
chcesz pokazać wszystkim kim jesteś?
-Nie mogę zwracać
na siebie uwagi wojska, to chyba logiczne?!
-No widzisz.
Przydałabym się – nastała niezręczna cisza.
-Nie ma nic
za darmo. Czego chciałabyś w zamian? – jest!
-Pomógłbyś
mi kogoś znaleźć. Moją mamę.
-Niech ci
będzie.
-Dzięki ci,
dzięki ci, dzięki ci! – chciałam go przytulić, ale nie bardzo wiedziałam jak to
zrobić.
-Tylko już
nie wrzesz. Lecimy do mojego statku.
-Masz
statek?
-Ogromy!
Spodoba ci się.
Uśmiechnęłam
się i wyjrzałam przez okno. Lecieliśmy ponad chmurami, niebo było błękitne.
Kilka prześwitów białego puchu pozwoliło mi zobaczyć kawałek miasta i jego
malutkie domki. Po raz pierwszy lecę samolotem, w dodatku takim, który jest
jednocześnie robotem. Nawet mi może przytrafić się coś szczęśliwego.
-A imię jakieś
masz? – zapytałam – Ja nazywam się Mayday, ale możesz mi mówić May.
-Starscream
– powstrzymałam się by nie wybuchnąć śmiechem – Coś cię bawi?
-Nic
takiego. Twoje imię jest…ciekawe – czułam na sobie jego ostrzegawcze
spojrzenie.
Nie
wiedziałam ile będzie trwał nasz lot, więc postanowiłam trochę dowiedzieć się o
jego rasie. Każdy Cybertroniańczyk potrafi się transformować. Niektórzy w
samochody, motocykle, a inni w odrzutowce i helikoptery. Decepticony są głównie
lotnymi, aczkolwiek jest jeden, który wręcz ubóstwia swój naziemny alt-mode.
Starscream powiedział, że nazywa się Knock Out. Jest medykiem i ma hopla na
punkcie swojego lakieru. Rzadko kiedy staje do walki, bo się boi, że coś
mogłoby go zarysować. Ma partnera, Breakdowna. On również transformuje się w
samochód. Wielkim rozumem nie grzeszy, ale walczyć umie. Scream opisał mi
jeszcze kilka conów. Soundwave to as wywiadu, najlepszy szpieg. Zamiast twarzy
ma ekran i nigdy się nie odzywa. Ja to bym z takim oszalała. Jest też
Dreadwing, z którym ostatnio miał nieprzyjemność się spotkać. Jest bratem
bliźniakiem zmarłego Skyquake’a i z tego co zrozumiałam przyleciał na Ziemię by
zemścić się na jego zabójcach. W zespole conów jest też dziewczyna, Airachnid.
Ma trzy pary odnóży jak u pająka i z tego co mówi Starscream, jest ohydna.
Przywódcą Decepticonów jest Megatron, największy i najsilniejszy decept. Nikt
nie może się z nim równać. Kiedy Scream należał jeszcze do conów, pełnił
funkcję komandora, choć jak sam się przyznał kilkakrotnie próbował przejąć pozycję
lidera. Jak widać, z marnym skutkiem.
Con miał mi
zacząć opowiadać o Autobotach, ale dolecieliśmy na miejsce. Statek był
praktycznie duży, ale znajdował się w stercie kamieni na jakimś zadupiu.
Starscream transformował się, a ja upadłam na ziemię. Tyłek nieźle mnie po tym
bolał.
-Może
następnym razem bardziej byś uważał?
-Nie
obiecuję. Chodź, bo nie będę na ciebie czekał.
Wstałam z ziemi i podążyłam za robotem.
Wejście do statku otworzyło się. Korytarz miał ciemne barwy, czerń i fiolet. Co
jakiś czas pojawiały się drzwi, których jednak nie otwieraliśmy. W końcu
doszliśmy do połowy korytarza i następnych drzwi. Tym razem Scream je otworzył
i weszliśmy do środka. Pomieszczenie nie różniło się kolorami od korytarza.
Naprzeciw drzwi znajdował się wielki ekran i konsola. Po bokach jakieś
instrumenty medyczne, a w rogu dość wysoki stół. Decept wziął mnie na ręce i
postawił na nim. Wyciągnęłam z plecaka kilka ubrań i położyłam je, by zastąpiły
mi poduszkę. Wyjęłam też kocyk i posłanie miałam gotowe. Jeszcze raz zerknęłam
na konsolę.
-Może tym
udałoby nam się znaleźć mamę? Ma jakieś wyszukiwanie twarzy czy namierzanie
ludzi?
-Nie bardzo,
ale jutro możesz spróbować coś na nim pokombinować. Choć nie sądzę, żebyś
poradziła sobie z tak skomplikowaną technologią – prychnęłam.
-Jeszcze
zobaczymy.
Oczami
Starscream’a
Przez
jeszcze długi czas dziewczyna coś gadała, ale starałem się jej nie słuchać.
Może rzeczywiście przydać się w niektórych sytuacjach, ale niech nie robi sobie
nadziei, że będę z nią szukał jakiejś tam mamy. Zostanie tu póki będzie
przydatna. Potem po prostu zostawię ją w jakimś mieście. I wszystko będzie po
staremu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz