Na
błędach uczymy się tylko wtedy, kiedy zaczynają boleć.
Wydostanie
się z Nemezis okazało się trudniejsze, niż podejrzewałem. Ktoś z załogi ciągle
pyta się mnie, gdzie to się wybieram i ani grzeczna wymówka „Idę polatać” ani
pewne siebie odpyskowanie „A co się to obchodzi” nie działają. Pewnie Dreadwing
powiedział Megatronowi, że ma co do mnie jakieś podejrzenia i Lord kazał
wszystkim mnie pilnować.
Niech
to rdza, niech to rdza, niech to rdza! Czy naprawdę tak trudno jest wydostać
się z głupiego statku?! W przeszłości bez większych problemów udawało mi się tu
dostać, choć groziło mi to śmiercią, a teraz nie mogę stąd wyjść. May pewnie by
powiedziała „Co za paranoja!”, choć nie do końca rozumiem ten zwrot.
Postanowiłem
zaryzykować i spytać o pozwolenie opuszczenia statku samego Megatrona. Pewnym
krokiem wszedłem na mostek, gdzie Lord rozmawiał, jeśli można to tak nazwać, z
Soundwavem. Na mój widok momentalnie przerwał konwersacje i kazał asowi wywiadu
odejść. Minąłem go i ruszyłem w stronę Lidera.
-Panie…
- ukłoniłem się, jak robiłem to za dawnych lat – Mam pewne pytanie.
-Dobrze
się składa, bo ja także – odparł z chytrym uśmiechem – Dreadwing mówił mi, że
walczyłeś z Arcee.
-Owszem.
Co w tym złego? – garnkogłowy spojrzał na mnie podejrzliwie.
-W
takich przypadkach zwykle wolałeś zachowywać dystans od wroga. Co się zmieniło?
-Ja
– odparłem, wskazując na siebie ręką – Ja się zmieniłem. Nie jestem już tym
samym mechiem.
-Doprawdy…
- Megatron zamyślił się – Czy tą zmianę wywołała twoja „pupilka”? – na słowo
„pupilka” musiałem się pilnować, by mu nie przywalić. I pomyśleć, że sam kiedyś
używałem tego zwrotu… Żeby się opanować, zacisnąłem pięści.
-Najpewniej
– odpowiedziałem, zachowując powagę. Lord cicho westchnął – I ona ma na imię
Mayday.
-To
zadziwiające jak jedna mała dziewczynka potrafi zmienić zdradliwego Decepticona
w potulnego obrońcę, który zrobi wszystko, by ją ochronić. Ciekaw jestem, do
czegoś byłbyś jeszcze w stanie się posunąć, byle tylko nic się jej nie stało…
-Wiem,
że uciekła – palnąłem, zanim w ogóle się zastanowiłem, co mówię – Sama –
dodałem po chwili. Teraz już nie mogłem się wycofać – Teraz pomyśl, dlaczego
zostałem? Czemu nie odszedłem, skoro ona jest bezpieczna u Autobotów?
-Nie
lubię zgadywanek – zbliżył się do mnie o krok.
-Bo
jak już wcześniej wspominałem, zmieniłem się. I jestem lojalny – starałem się
go jakoś podejść – Kiedy coś komuś przysięgam, to przysięgi tej dotrzymuję. I
właśnie tutaj pojawia się moje pytanie. Dlaczego nie mogę opuścić Nemezis z
własnej woli? Dlaczego ciągle jestem w tym powstrzymywany?
-A
dlaczego chcesz opuścić statek?
-Bo
mam najzwyklejszą w świecie ochotę polatać. Zwykły powód. I skoro nikt nie chce
mnie wypuścić, przyszedłem tu po pozwolenie – Megatron zmierzył mnie wzrokiem,
po czym uśmiechnął się wrednie.
-Zgoda.
Możesz opuścić Nemezis. Ale zapamiętaj sobie jedno – Lider w momencie złapał
mnie zaszyję i uniósł w górę – Jeśli nie wrócisz z powrotem, znajdę twoją
„pupilkę” i rozszarpię ją na strzępy! Zrozumiano?
-Tak…
- wydukałem jakoś, po czym Lord puścił mnie, a ja upadłem na ziemię.
-Przekaże
vechiconom, że możesz swobodnie opuścić statek. Możesz już odejść – podniosłem
się, ukłoniłem i rozmasowując szyję opuściłem mostek.
Teraz
było już łatwo. Wyszedłem na górne lądowisko, z którego bez problemu
wystartowałem. Do miejsca spotkania miałem spory kawałek, dlatego też
przyśpieszyłem. Na coś tak ważnego, nie mogę się spóźnić…
Oczami
Mayday
Po
długich, ale to naprawdę długich namowach udało mi się przekonać boty, bym i ja
udała się na spotkanie ze Starem. W końcu bądź co bądź, to przeze mnie całe to
zamieszanie, więc pasowałoby, żebym i ja je odkręciła. Oczywiście Prime ponad
godzinę ględził, jakie to może być niebezpieczne, w końcu Starscream może być śledzony
i że on na pewno nie chciałby, żebym się dla niego narażał, bla, bla, bla… Ale
miałam szansę z nim porozmawiać, a nie robiłam tego szmat czasu. Niby jak
mogłam z niej nie skorzystać? Jak mogłam siedzieć w bazie, kiedy Autoboty
byłyby razem z nim. Chcę na niego spojrzeć, usłyszeć jego głos, dotknąć… Tak
strasznie brakuje mi chwil, kiedy mogłam się do niego tak swobodnie przytulić,
nie martwiąc się, że zaraz mnie od siebie odepchnie. Tak, strasznie mi tego
brakowało…
Kilka
godzin przed spotkaniem pojechałyśmy z Miko do jej domu. Dziewczyna
stwierdziła, że powinnam wziąć długi, zimny prysznic, żeby się odprężyć i
przebrać w jakieś nowe ubrania, bo jak sama stwierdziła, nie mam za grosz
poczucia stylu i te szmatki w mojej torbie do niczego się nie nadają. Nie
chciałam się z nią kłócić, bo to raczej niemożliwe, dlatego też zgodziłam się
na zmianę garderoby.
Dom
Miko nie znajdował się daleko, na obrzeżach Jasper. Dziewczyna po drodze
wyjaśniła mi, że kilka lat temu przyjechała tu z Japonii na wymianę, ale tak
jej się spodobało, że postanowiła tu zostać. Jej rodzice mają naprawdę wiele
pieniędzy, dlatego bez problemu zapłacili tymczasowym opiekunom Miko za kolejne
lata. Gdy zajechałyśmy na miejsce okazało się, że nawet nie ma ich w domu,
dlatego też mogłyśmy bez niepotrzebnych wyjaśnień zabrać się za przygotowania.
Pierw
wzięłam prysznic, a w międzyczasie dziewczyna szykowała dla mnie ubrania. Muszę
przyznać, że długi i zimny prysznic rzeczywiście dobrze mi zrobił. Przez chwilę
czułam się jak nowonarodzona. Zaraz potem, w ręczniku, przeszłam do pokoju
Miko. I nawet jakbym jej nie znała to bez problemu stwierdziłabym, że jest
buntowniczką i lubi słuchać rocka oraz metalu. Ciemne ściany poobklejane były
plakatami różnych, nieznanych mi zespołów, meble natomiast były całe w
naklejkach. Pościel na łóżku oczywiście nie poskładana, a w szafie większy
bałagan niż na wysypisku. W rogu pomieszczenia stała gitara.
-Masz!
– zawołała dziewczyna rzucając mi ubrania – I nawet nie próbuj się kłócić! –
zagroziła mi palcem.
-Z
tobą? To przecież i tak nie miałoby sensu.
Wróciłam
do łazienki i założyłam ciuchy. Czarne, przetarte spodenki, do tego bardzo
krótka, odsłaniająca mi brzuch, różowa bluzka z pacywką. Skórzana kamizelka i
ciemne zakolanówki. Nie powiem, wyglądałam nieźle, ale czułam się trochę
nieswojo odsłaniając tak wiele ciała. Wróciłam do sypiali nastolatki i tam
dostałam jeszcze glany sięgające łydki z różowymi sznurówkami.
-I
widzisz, mówiłam, że potrzebujesz zmiany garderoby. Tylko uważaj, bo jeszcze
Starscream cię nie pozna – zaśmiałam się pod nosem – No, to jeszcze wysuszymy
ci włosy, trochę podmalujemy i… - jej wzrok zatrzymał się na moim nadgarstku.
Ale nic nie mówiła – Dam ci rękawiczki bez palców – mówiąc to dziewczyna
zajrzała jeszcze do szafy i podała mi
różowe rękawiczki bez palców sięgające łokci – Powinny zakryć blizny –
od razuje założyłam.
-Miko
ja… - chciałam się jakoś wytłumaczyć, ale dziewczyna mi na to nie pozwoliła.
-Nic
nie musisz mówić. Czasem ciężko jest pogodzić się z niektórymi rzeczami…
Ciemnowłosa
spuściła wzrok i na chwilę zniknęła ta buntownicza i pewna siebie nastolatka,
która w nosie ma zdanie innych, a pojawiła się zraniona dziewczyna,
potrzebująca pomocy. Ta chwila słabości jednak nie trwałą zbyt długo, bo po
chwili na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-No,
to chodź wysuszyć te włosy.
Kiedy
już włosy były suche, Miko zrobiła mi na czubku głowy dwie kitki, czy może
lepiej powiedzieć koki, a pojedyncze pasma włosów z przodu puściła luzem
Nałożyła niewielką ilość tuszu na moje rzęsy, a usta pomalowała bezbarwną
pomadką. Byłam wreszcie gotowa…
***
Ja,
Optimus, Arcee i Bumblebee czekaliśmy na miejscu spotkania, a Star się
spóźniał, przez co strasznie się martwiłam. Żółty bot starał się mnie chyba
jakoś pocieszać, ale i tak go nie rozumiałam. Ze zdenerwowania obgryzłam
paznokcie u jednej ręki i zabrałam się za drugą, kiedy nagle go zobaczyłam…
Z
wielką wprawą transformował się w powietrzu i wylądował na nogach.
-Wybaczcie
spóźnienie, ale opuszczenie Nemezis nie było takie łatwe, jak myślałem. I jak,
dowiedzieliście się prawdziwej wersji zdarzeń? Co działo się z
dziewczynami?
-Najlepiej
będzie, jeśli Mayday sama ci wszystko wytłumaczy – mówiąc to Prime przeszedł na
bok, tym samym robiąc miejsce dla mnie.
-Cześć
Star – powiedziałam z uśmiechem na ustach. Scream cicho westchnął, po czym
podszedł do mnie.
-Cześć
May…
Prime
dał znać Cee i Bee, żeby zostawili nas samych. Starscream przykucał przy mnie
nic nie mówiąc. Jedynie mi się przyglądał, jakby chciał się upewnić, że
wszystko ze mną w porządku.
-Przepraszam…
– powiedziałam ze wstydem, odwracając przy tym wzrok – To wszystko moja wina.
-Co
ty opowiadasz?
-Kiedy
Megatron zabrał nas z Harbingera ja… Ja poszłam z nim na układ. Obiecałam
zdradzić mu dokładne położenie bazy botów, jeśli tylko cię wypuści… Nie miałam
pojęcia, że ty jesteś tam tylko i wyłącznie dlatego, bo myślisz, że jestem w
niebezpieczeństwie… Przepraszam… - głos mimowolnie zaczął mi drgać i byłam o
krok od rozpłakania się.
-May,
nie masz za co przepraszać. Megatron jest tak przebiegły, że zdołał oszukać nas
oboje – starał się mnie jakoś pocieszyć, ale wcale nie pomagał. Nagle poczułam,
jak delikatnie głaska mnie po głowie – Przepraszam, że przeze mnie musiałaś tak
wiele razy kłamać, przystać na warunki Megatrona… To tylko i wyłącznie moja
wina… Choć tak bardzo się dzięki tobie zmieniłem…to nadal pozostanę potworem i
będę ranił bliskie mi osoby…
-Co
ty wygadujesz? – podniosłam na niego wzrok – Ty nie jesteś potworem! To ja nim
jestem! To ja z zimną krwią zabiłam tych, którzy niegdyś mnie krzywdzili! –
krzyknęłam, zanim ugryzłam się w język, a mimo to ciągnęłam dalej – To ja
kierowałam się chęcią zemsty, nie myśląc o konsekwencjach…
-A
jesteś pewna, że zrobiłaś to z zemsty?
-Co?
- zdziwiłam się jego pytaniem – Co mam przez to rozumieć?
-Widzisz,
przy dzisiejszej rozmowie z Megatronem, zdałem sobie z czegoś sprawę.
Powiedziałem mu wtedy, że się zmieniłem, że nie jestem tym samym mechem co
kiedyś i że to ty mnie zmieniłaś. Ale nie zdawałem sobie sprawy, że i ja cię
zmieniłem i wcale nie na lepsze. Każąc ci zabić ojca zniszczyłem twoje dobre
serce. Sprawiłem, że stałaś się kimś innym. Dlatego zastanów się, dlaczego ich
zabiłaś?
Dlaczego?
Bo mnie gnębili, wyzywali, bili prawie do nieprzytomności, poniżali. Lista jest
tak długa, że nie mogłabym jej spisać na jednej kartce. Ale chyba najlepszym
powodem będzie to, co wtedy czułam. Ten pociąg, ta miłość do ogarniającego ich
strachu, przepływające po moim ciele pragnienie, by pociągnąć za spust…
-Sprawiło
mi to przyjemność – odparłam z pełną powagą.
-Pomogło
ci?
-Tak.
Nawet nie wiesz jak bardzo… Ale potem…potem wszystko stało się trudniejsze… Potem
pociągnięcie za spust stało się automatyczne i nawet nie zdążyłam dwa razy
pomyśleć, jak zabiłam kogoś, kto był niewinny, kto nic mi nie zrobił… Chciał
wydać mój sekret, a ja nie mogłam mu na to pozwolić… On miał tylko trzynaście
lat… - mówiąc to zakryłam usta ręką, by się nie rozpłakać.
-Właśnie
tego się bałem…
-To
nie twoja wina – starałam się go do tego jakoś przekonać, ale chyba nie wierzył
w moje słowa – To ja do tego doprowadziłam. A potem…potem musiałam otrzymać
zasłużoną karę – wzrok Scream’a znów zwrócił się w moją stronę. Cicho
westchnęłam i zdjęłam jedną rękawiczkę, pokazując mu przy tym moje blizny –
Kara… - stwierdziłam – Będzie mi
przypominać o błędach, które popełniłam.
-Bolało?
– zapytał nagle, patrząc prosto w moje oczy.
-Tak.
-Przepraszam.
-Przecież
to nic nie zmieni… I to nie twoja wina.
-May,
musisz zrozumieć, że właśnie moja. Ty niczemu nie jesteś winna. Ale musisz z tym skończyć, rozumiesz?
Autoboty muszę znaleźć dla ciebie rodzinę, która…
-Czekaj,
co? – przerwałam mu – Ty znów chcesz mnie zostawić…
-Nie
będziesz ze mną bezpieczna…
-Star,
nie! Nie zrobisz mi tego znowu, nie tym razem! Nie pozwolę ci odejść,
rozumiesz!?
-Przepraszam
cię. Powiedz Autobotom, że polecę jak najdalej stąd, a ty masz dostać dom na
jaki zasługujesz – Starscream odwrócił się ode mnie i zaczął odchodzić.
-Nie!
– ruszyłam za nim w pościg, ale nawet nie mogłam dobiec do jego nogi, a co
dopiero wyprzedzić – Nie możesz mnie znowu zostawić! Starscream! – wydarłam się
i zrezygnowana zatrzymałam – Umrę, jeśli odejdziesz! –krzyknęłam najgłośniej
jak potrafiłam.
Starscream
zatrzymał się, ale nawet nie odwrócił. Po prostu transformował się i poleciał
gdzieś przed siebie. Nie mogłam uwierzyć, że on znów mi to zrobił, że znów mnie
skrzywdził… I że ja mu na to pozwoliłam… Nie, najgorsze było to, że on opuścił
moje życie, a ja czułam się, jakbym na to zasługiwała…
A
nie zasługiwałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz