wtorek, 23 sierpnia 2016

Rozdział XIV - Błędy i kara

Na błędach uczymy się tylko wtedy, kiedy zaczynają boleć.

Wydostanie się z Nemezis okazało się trudniejsze, niż podejrzewałem. Ktoś z załogi ciągle pyta się mnie, gdzie to się wybieram i ani grzeczna wymówka „Idę polatać” ani pewne siebie odpyskowanie „A co się to obchodzi” nie działają. Pewnie Dreadwing powiedział Megatronowi, że ma co do mnie jakieś podejrzenia i Lord kazał wszystkim mnie pilnować.

Niech to rdza, niech to rdza, niech to rdza! Czy naprawdę tak trudno jest wydostać się z głupiego statku?! W przeszłości bez większych problemów udawało mi się tu dostać, choć groziło mi to śmiercią, a teraz nie mogę stąd wyjść. May pewnie by powiedziała „Co za paranoja!”, choć nie do końca rozumiem ten zwrot.

Postanowiłem zaryzykować i spytać o pozwolenie opuszczenia statku samego Megatrona. Pewnym krokiem wszedłem na mostek, gdzie Lord rozmawiał, jeśli można to tak nazwać, z Soundwavem. Na mój widok momentalnie przerwał konwersacje i kazał asowi wywiadu odejść. Minąłem go i ruszyłem w stronę Lidera.


-Panie… - ukłoniłem się, jak robiłem to za dawnych lat – Mam pewne pytanie.
-Dobrze się składa, bo ja także – odparł z chytrym uśmiechem – Dreadwing mówił mi, że walczyłeś z Arcee.
-Owszem. Co w tym złego? – garnkogłowy spojrzał na mnie podejrzliwie.
-W takich przypadkach zwykle wolałeś zachowywać dystans od wroga. Co się zmieniło?
-Ja – odparłem, wskazując na siebie ręką – Ja się zmieniłem. Nie jestem już tym samym mechiem.
-Doprawdy… - Megatron zamyślił się – Czy tą zmianę wywołała twoja „pupilka”? – na słowo „pupilka” musiałem się pilnować, by mu nie przywalić. I pomyśleć, że sam kiedyś używałem tego zwrotu… Żeby się opanować, zacisnąłem pięści.
-Najpewniej – odpowiedziałem, zachowując powagę. Lord cicho westchnął – I ona ma na imię Mayday.
-To zadziwiające jak jedna mała dziewczynka potrafi zmienić zdradliwego Decepticona w potulnego obrońcę, który zrobi wszystko, by ją ochronić. Ciekaw jestem, do czegoś byłbyś jeszcze w stanie się posunąć, byle tylko nic się jej nie stało…
-Wiem, że uciekła – palnąłem, zanim w ogóle się zastanowiłem, co mówię – Sama – dodałem po chwili. Teraz już nie mogłem się wycofać – Teraz pomyśl, dlaczego zostałem? Czemu nie odszedłem, skoro ona jest bezpieczna u Autobotów?
-Nie lubię zgadywanek – zbliżył się do mnie o krok.
-Bo jak już wcześniej wspominałem, zmieniłem się. I jestem lojalny – starałem się go jakoś podejść – Kiedy coś komuś przysięgam, to przysięgi tej dotrzymuję. I właśnie tutaj pojawia się moje pytanie. Dlaczego nie mogę opuścić Nemezis z własnej woli? Dlaczego ciągle jestem w tym powstrzymywany?
-A dlaczego chcesz opuścić statek?
-Bo mam najzwyklejszą w świecie ochotę polatać. Zwykły powód. I skoro nikt nie chce mnie wypuścić, przyszedłem tu po pozwolenie – Megatron zmierzył mnie wzrokiem, po czym uśmiechnął się wrednie.
-Zgoda. Możesz opuścić Nemezis. Ale zapamiętaj sobie jedno – Lider w momencie złapał mnie zaszyję i uniósł w górę – Jeśli nie wrócisz z powrotem, znajdę twoją „pupilkę” i rozszarpię ją na strzępy! Zrozumiano?
-Tak… - wydukałem jakoś, po czym Lord puścił mnie, a ja upadłem na ziemię.
-Przekaże vechiconom, że możesz swobodnie opuścić statek. Możesz już odejść – podniosłem się, ukłoniłem i rozmasowując szyję opuściłem mostek.

Teraz było już łatwo. Wyszedłem na górne lądowisko, z którego bez problemu wystartowałem. Do miejsca spotkania miałem spory kawałek, dlatego też przyśpieszyłem. Na coś tak ważnego, nie mogę się spóźnić…

Oczami Mayday
Po długich, ale to naprawdę długich namowach udało mi się przekonać boty, bym i ja udała się na spotkanie ze Starem. W końcu bądź co bądź, to przeze mnie całe to zamieszanie, więc pasowałoby, żebym i ja je odkręciła. Oczywiście Prime ponad godzinę ględził, jakie to może być niebezpieczne, w końcu Starscream może być śledzony i że on na pewno nie chciałby, żebym się dla niego narażał, bla, bla, bla… Ale miałam szansę z nim porozmawiać, a nie robiłam tego szmat czasu. Niby jak mogłam z niej nie skorzystać? Jak mogłam siedzieć w bazie, kiedy Autoboty byłyby razem z nim. Chcę na niego spojrzeć, usłyszeć jego głos, dotknąć… Tak strasznie brakuje mi chwil, kiedy mogłam się do niego tak swobodnie przytulić, nie martwiąc się, że zaraz mnie od siebie odepchnie. Tak, strasznie mi tego brakowało…

Kilka godzin przed spotkaniem pojechałyśmy z Miko do jej domu. Dziewczyna stwierdziła, że powinnam wziąć długi, zimny prysznic, żeby się odprężyć i przebrać w jakieś nowe ubrania, bo jak sama stwierdziła, nie mam za grosz poczucia stylu i te szmatki w mojej torbie do niczego się nie nadają. Nie chciałam się z nią kłócić, bo to raczej niemożliwe, dlatego też zgodziłam się na zmianę garderoby.

Dom Miko nie znajdował się daleko, na obrzeżach Jasper. Dziewczyna po drodze wyjaśniła mi, że kilka lat temu przyjechała tu z Japonii na wymianę, ale tak jej się spodobało, że postanowiła tu zostać. Jej rodzice mają naprawdę wiele pieniędzy, dlatego bez problemu zapłacili tymczasowym opiekunom Miko za kolejne lata. Gdy zajechałyśmy na miejsce okazało się, że nawet nie ma ich w domu, dlatego też mogłyśmy bez niepotrzebnych wyjaśnień zabrać się za przygotowania.

Pierw wzięłam prysznic, a w międzyczasie dziewczyna szykowała dla mnie ubrania. Muszę przyznać, że długi i zimny prysznic rzeczywiście dobrze mi zrobił. Przez chwilę czułam się jak nowonarodzona. Zaraz potem, w ręczniku, przeszłam do pokoju Miko. I nawet jakbym jej nie znała to bez problemu stwierdziłabym, że jest buntowniczką i lubi słuchać rocka oraz metalu. Ciemne ściany poobklejane były plakatami różnych, nieznanych mi zespołów, meble natomiast były całe w naklejkach. Pościel na łóżku oczywiście nie poskładana, a w szafie większy bałagan niż na wysypisku. W rogu pomieszczenia stała gitara.

-Masz! – zawołała dziewczyna rzucając mi ubrania – I nawet nie próbuj się kłócić! – zagroziła mi palcem.
-Z tobą? To przecież i tak nie miałoby sensu.

Wróciłam do łazienki i założyłam ciuchy. Czarne, przetarte spodenki, do tego bardzo krótka, odsłaniająca mi brzuch, różowa bluzka z pacywką. Skórzana kamizelka i ciemne zakolanówki. Nie powiem, wyglądałam nieźle, ale czułam się trochę nieswojo odsłaniając tak wiele ciała. Wróciłam do sypiali nastolatki i tam dostałam jeszcze glany sięgające łydki z różowymi sznurówkami.

-I widzisz, mówiłam, że potrzebujesz zmiany garderoby. Tylko uważaj, bo jeszcze Starscream cię nie pozna – zaśmiałam się pod nosem – No, to jeszcze wysuszymy ci włosy, trochę podmalujemy i… - jej wzrok zatrzymał się na moim nadgarstku. Ale nic nie mówiła – Dam ci rękawiczki bez palców – mówiąc to dziewczyna zajrzała jeszcze do szafy i podała mi  różowe rękawiczki bez palców sięgające łokci – Powinny zakryć blizny – od razuje założyłam.
-Miko ja… - chciałam się jakoś wytłumaczyć, ale dziewczyna mi na to nie pozwoliła.
-Nic nie musisz mówić. Czasem ciężko jest pogodzić się z niektórymi rzeczami…
Ciemnowłosa spuściła wzrok i na chwilę zniknęła ta buntownicza i pewna siebie nastolatka, która w nosie ma zdanie innych, a pojawiła się zraniona dziewczyna, potrzebująca pomocy. Ta chwila słabości jednak nie trwałą zbyt długo, bo po chwili na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-No, to chodź wysuszyć te włosy.
Kiedy już włosy były suche, Miko zrobiła mi na czubku głowy dwie kitki, czy może lepiej powiedzieć koki, a pojedyncze pasma włosów z przodu puściła luzem Nałożyła niewielką ilość tuszu na moje rzęsy, a usta pomalowała bezbarwną pomadką. Byłam wreszcie gotowa…

***

Ja, Optimus, Arcee i Bumblebee czekaliśmy na miejscu spotkania, a Star się spóźniał, przez co strasznie się martwiłam. Żółty bot starał się mnie chyba jakoś pocieszać, ale i tak go nie rozumiałam. Ze zdenerwowania obgryzłam paznokcie u jednej ręki i zabrałam się za drugą, kiedy nagle go zobaczyłam…
Z wielką wprawą transformował się w powietrzu i wylądował na nogach.

-Wybaczcie spóźnienie, ale opuszczenie Nemezis nie było takie łatwe, jak myślałem. I jak, dowiedzieliście się prawdziwej wersji zdarzeń? Co działo się z dziewczynami?  
-Najlepiej będzie, jeśli Mayday sama ci wszystko wytłumaczy – mówiąc to Prime przeszedł na bok, tym samym robiąc miejsce dla mnie.
-Cześć Star – powiedziałam z uśmiechem na ustach. Scream cicho westchnął, po czym podszedł do mnie.
-Cześć May…

Prime dał znać Cee i Bee, żeby zostawili nas samych. Starscream przykucał przy mnie nic nie mówiąc. Jedynie mi się przyglądał, jakby chciał się upewnić, że wszystko ze mną w porządku.

-Przepraszam… – powiedziałam ze wstydem, odwracając przy tym wzrok – To wszystko moja wina.
-Co ty opowiadasz?
-Kiedy Megatron zabrał nas z Harbingera ja… Ja poszłam z nim na układ. Obiecałam zdradzić mu dokładne położenie bazy botów, jeśli tylko cię wypuści… Nie miałam pojęcia, że ty jesteś tam tylko i wyłącznie dlatego, bo myślisz, że jestem w niebezpieczeństwie… Przepraszam… - głos mimowolnie zaczął mi drgać i byłam o krok od rozpłakania się.
-May, nie masz za co przepraszać. Megatron jest tak przebiegły, że zdołał oszukać nas oboje – starał się mnie jakoś pocieszyć, ale wcale nie pomagał. Nagle poczułam, jak delikatnie głaska mnie po głowie – Przepraszam, że przeze mnie musiałaś tak wiele razy kłamać, przystać na warunki Megatrona… To tylko i wyłącznie moja wina… Choć tak bardzo się dzięki tobie zmieniłem…to nadal pozostanę potworem i będę ranił bliskie mi osoby…
-Co ty wygadujesz? – podniosłam na niego wzrok – Ty nie jesteś potworem! To ja nim jestem! To ja z zimną krwią zabiłam tych, którzy niegdyś mnie krzywdzili! – krzyknęłam, zanim ugryzłam się w język, a mimo to ciągnęłam dalej – To ja kierowałam się chęcią zemsty, nie myśląc o konsekwencjach…
-A jesteś pewna, że zrobiłaś to z zemsty?
-Co? - zdziwiłam się jego pytaniem – Co mam przez to rozumieć?
-Widzisz, przy dzisiejszej rozmowie z Megatronem, zdałem sobie z czegoś sprawę. Powiedziałem mu wtedy, że się zmieniłem, że nie jestem tym samym mechem co kiedyś i że to ty mnie zmieniłaś. Ale nie zdawałem sobie sprawy, że i ja cię zmieniłem i wcale nie na lepsze. Każąc ci zabić ojca zniszczyłem twoje dobre serce. Sprawiłem, że stałaś się kimś innym. Dlatego zastanów się, dlaczego ich zabiłaś?

Dlaczego? Bo mnie gnębili, wyzywali, bili prawie do nieprzytomności, poniżali. Lista jest tak długa, że nie mogłabym jej spisać na jednej kartce. Ale chyba najlepszym powodem będzie to, co wtedy czułam. Ten pociąg, ta miłość do ogarniającego ich strachu, przepływające po moim ciele pragnienie, by pociągnąć za spust…

-Sprawiło mi to przyjemność – odparłam z pełną powagą.
-Pomogło ci?
-Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo… Ale potem…potem wszystko stało się trudniejsze… Potem pociągnięcie za spust stało się automatyczne i nawet nie zdążyłam dwa razy pomyśleć, jak zabiłam kogoś, kto był niewinny, kto nic mi nie zrobił… Chciał wydać mój sekret, a ja nie mogłam mu na to pozwolić… On miał tylko trzynaście lat… - mówiąc to zakryłam usta ręką, by się nie rozpłakać.
-Właśnie tego się bałem…
-To nie twoja wina – starałam się go do tego jakoś przekonać, ale chyba nie wierzył w moje słowa – To ja do tego doprowadziłam. A potem…potem musiałam otrzymać zasłużoną karę – wzrok Scream’a znów zwrócił się w moją stronę. Cicho westchnęłam i zdjęłam jedną rękawiczkę, pokazując mu przy tym moje blizny – Kara…  - stwierdziłam – Będzie mi przypominać o błędach, które popełniłam.
-Bolało? – zapytał nagle, patrząc prosto w moje oczy.
-Tak.
-Przepraszam.
-Przecież to nic nie zmieni… I to nie twoja wina.
-May, musisz zrozumieć, że właśnie moja. Ty niczemu nie jesteś winna.  Ale musisz z tym skończyć, rozumiesz? Autoboty muszę znaleźć dla ciebie rodzinę, która…
-Czekaj, co? – przerwałam mu – Ty znów chcesz mnie zostawić…
-Nie będziesz ze mną bezpieczna…
-Star, nie! Nie zrobisz mi tego znowu, nie tym razem! Nie pozwolę ci odejść, rozumiesz!?
-Przepraszam cię. Powiedz Autobotom, że polecę jak najdalej stąd, a ty masz dostać dom na jaki zasługujesz – Starscream odwrócił się ode mnie i zaczął odchodzić.
-Nie! – ruszyłam za nim w pościg, ale nawet nie mogłam dobiec do jego nogi, a co dopiero wyprzedzić – Nie możesz mnie znowu zostawić! Starscream! – wydarłam się i zrezygnowana zatrzymałam – Umrę, jeśli odejdziesz! –krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam.

Starscream zatrzymał się, ale nawet nie odwrócił. Po prostu transformował się i poleciał gdzieś przed siebie. Nie mogłam uwierzyć, że on znów mi to zrobił, że znów mnie skrzywdził… I że ja mu na to pozwoliłam… Nie, najgorsze było to, że on opuścił moje życie, a ja czułam się, jakbym na to zasługiwała…


A nie zasługiwałam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz