Veronica Roth
Razem ze
Starscream’em siedziałam w bazie. Szukaliśmy kolejnych źródeł energonu. Od
naszego ostatniego wyczynu dużo lepiej się nam rozmawia. Wiem, że Scream był
komandorem Decepticonów przez całą wojnę i jeszcze długo na Ziemi. Jednak
Megatron nie doceniał jego starań, a w dodatku wiele razy go krzywdził.
Mieliśmy ze sobą wiele wspólnego.
Komputer w
końcu wykrył sygnał. Okazało się, że kolejne źródło energonu znajduje się w
Paryżu. Co za ironia. Zawsze chciałam tam pojechać, ba nawet odkładałam
pieniądzem, a teraz polecę tam za darmo. Szkoda, że nie będziemy zwiedzać. Ale
cóż, praca na pierwszym miejscu.
Starscream
transformował się, a ja wskoczyłam do kabiny. Ruszyliśmy od razu, a ja nie
czekając na ruch cona rozpoczęłam rozmowę.
-Powiedz mi,
ale tak szczerze. Skoro Megatron przez tyle lat sprawiał ci ból, to czemu
wcześniej nie odszedłeś od Decepticonów?
-To…skomplikowane.
-Nie jestem
dzieckiem Scream – skrzyżowałam ręce na piersi - Potrafię zrozumieć
skomplikowane rzeczy.
-Lord
Decepticonów to niezły twardziel. Każdy kto kiedykolwiek odważył się go
zdradzić, lub odejść od frakcji łączył się z Wszechiskrą. Nie chciałem mu się
narażać. Jednak kiedy tu, na Ziemi zastąpił mnie tą zdrajczynią Airachnid to…
-Nie
wytrzymałeś – dokończyłam – Ten świat jest cholernie niesprawiedliwy. Staramy
się zrobić coś dobrze, a on tylko pokazuje nam środkowy palec. W dupie mam taką
karmę.
-Wiesz, mamy
podobne spojrzenie na świat – pewnie uśmiechał się w myślach – Znałem kiedyś
takiego jednego cona. Był strasznie drętwy i w kółko mówił „To logiczne”, albo
„To nielogiczne”. Mówię ci, prawdziwy drętwiak. Jednak w tym przypadku i ja się
posłużę tym zwrotem. Twoje rozumowanie jest logiczne – wybuchał śmiechem.
-Z twoich
ust to naprawdę dziwnie brzmi!
-Ha, ha, ha!
No, bardzo zabawne!
-No już się nie
obrażaj, tak sobie tylko żartuję. Na serio, brzmiałeś bardzo poważnie.
Normalnie, prawdziwy z ciebie Batman – powstrzymałam się od kolejnego wybuchu.
Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i czekałam, aż dolecimy do Francji.
***
Wreszcie
dotarliśmy na miejsce. Już z dala mogłam dostrzec wierzę Eiffla. Była naprawdę
wysoka. Po drodze mignęliśmy Louvre i Łuk…jakiś tam. Ludzie spoglądali w górę i
przyglądali się nam. Był środek dnia, więc nie będzie łatwo dostać energon.
-No, to
gdzie jest nasz kryształ.
-Dokładnie
przed nami – spojrzałam przed siebie, ale zobaczyłam jedynie wierzę Eiffla.
-Żartujesz
sobie? Akurat tam?
-Dokładnie
tam – Scream podleciał bliżej, a ja zdołałam dostrzec spory niebieski kryształ
na samym czubku budowli. Przeczesałam włosy palcami i myślałam jak tu go zdobyć
– Może po prostu się transformuję?
-Nie, to
raczej kiepski pomysł. Zobaczy się kupa ludzi. Mam lepszy pomysł. Podleć bliżej
– con wykonał polecenie. Odpięłam pasy i otworzyłam kabinę.
-Co ty
wyrabiasz?!
-Spokojnie,
powiedziałam przecież, że mam plan. Stanę na twoim dziobie i sięgnę po energon.
Proste?
-Nie, jak
najbardziej nie!
-Oj,
Scream…martwisz się – uśmiechnęłam się wrednie i powoli wyszłam na zewnątrz.
Ostrożnie
stawiałam kolejne kroki i zbliżałam się do wierzy. Byliśmy naprawdę wysoko, a
wiatr był dość silny. Starałam się nie patrzeć w dół. Kilka kolejnych, bardzo
małych kroczków i znalazłam się na końcu dzioba. Sięgnęłam po energon, ale był
za daleko.
-Trochę
bliżej Starscream.
Decept
wykonał polecenie. Wychyliłam się i złapałam za kryształ. Niestety właśnie
wtedy moje szczęście się skończyło. Wiatr zawiał mocniej, a ja straciłam
równowagę. Razem z energonem zaczęłam spadać w dół. Słyszałam, jak Scream mnie
woła i widziałam jak leci w moją stronę. Nie zdążył mnie złapać i dosyć mocno
zaryłam o coś metalowego. Plecy okropnie mnie bolały, głowa tak samo. Bardzo
powoli przeszłam do pozycji siedzącej. Wylądowałam na niższym poziomie wierzy.
Kilkanaście osób bacznie mi się przyglądało. Usłyszałam odgłos nadlatującego
samolotu. Starscream był już obok mnie.
-Jesteś
cała? – pokiwałam twierdząco głową – Wskakuj!
Delikatnie
się podniosłam, weszłam na dziób, a potem do kabiny. Zapięłam pasy, a con
momentalnie odleciał.
-Ostatni raz
mi się tak narażasz! – ryknął, a ja aż podskoczyłam – Pomyśl, co by było gdybyś
nie spadła na tą wystającą część? Mogłaś zginąć!
-Przepraszam
cię bardzo, nie miałam w planie spaść!
-Ach,
przegadywać się z tobą jest gorzej niż z Knock Outem – chyba w końcu dał spokój
– Po prostu musisz bardziej uważać.
-Obiecuję –
uśmiechnęłam się – Od jutra będę grzeczna.
-Akurat… W
twoim przypadku to niemożliwe – zaśmiałam się cicho. Scream przyśpieszył.
Wracaliśmy do domu.
Oczami
Megatrona
Starscream w
końcu został zauważony. Ludzkie kamery wykryły go w Paryżu. Stracił dawny dryg.
To dobrze, łatwiej będzie go dorwać. Przysięgam, że jeśli dostanie się w moje
ręce żywy, zgotuję mu najgorsze tortury. Już nigdy więcej nie wejdzie mi w
drogę.
Nagle na
mostek wszedł Soundwave. Podszedł do mnie i pokazał zdjęcie tej dziewczyny
przebywającej ze Starscream’em.
-Co o niej
wiesz?
Na ekranie
wyświetliło mi się kilka informacji. Mayday Simmons, szesnaście lat,
zamieszkała w Portland. Nikt z rodziny nie zgłosił zaginięcia, ale kiedy
ziemska policja znalazła martwe ciało jej ojca dodała dziewczynę jak i jej
matkę na listę osób zaginionych. Że akurat taka osoba brata się ze Scream’em.
-W tych
czasach wszystkie ludzkie stworzenia mają telefony. Spróbuj ją namierzyć.
Dodatkowo każdy na tym statku ma przeglądać kamery z ludzkich sklepów, stacji
benzynowych i tym podobnych. Macie mi ją znaleźć. Może się okazać idealną
przynętą.
Oczami
Mayday
Komputer
szukał kolejnych złóż energonu, a także mojej mamy. Trochę się nam nudziło,
więc postanowiłam potrenować celność. Wyszłam na zewnątrz i strzelałam z broni
do kamieni. Ku mojemu zdziwieniu szło mi bardzo dobrze. Myślałam, że
kiedy…kiedy zabijałam ojca trafiłam przez podwyższoną adrenalinę. Okazuje się,
że po prostu mam talent. Dopiero po kilku minutach zobaczyłam, że Starscream mi
się przygląda.
-Świetnie
strzelasz – stwierdził – Masz talent.
-Dzięki, ale
to raczej szczęście. Nigdy wcześniej z niczego nie strzelałam.
-To
potwierdza moje przypuszczenia. Jesteś po prostu to tego stworzona –
uśmiechnęłam się – I wcale się nie podlizuję!
-Nawet nie
śmiałam cię o to posądzać – teraz to on się uśmiechnął – Wracajmy. Może
komputer coś znalazł.
Bez słowa
weszłam na statek i wróciłam do naszego głównego pomieszczenia. Sprawdziłam
program, ale nadal nic nie wykrył. Weszłam na Internet i znalazłam listę
przebojów eska.tv. Akurat leciało So What – Pink. Dałam się ponieść rytmicznej
muzyce i zaczęłam tańczyć. Chciałam choć na chwilę zapomnieć o tych wszystkich
problemach. Poddałam się chwili i wywijałam na podłodze. Niespodziewanie
usłyszałam głośny śmiech. Odwróciłam się
w kierunku, skąd pochodził i zobaczyłam tarzającego się po podłodze
Starscream’a. Puściłam mu wrogie spojrzenie, ale on nie przestawał.
-No
przezabawne! Jestem bardzo ciekawa jak ty tańczysz! – złożyłam ręce na bokach i
uśmiechnęłam się wrednie – Może zademonstrujesz swój układ.
-Ja? –
zdziwił się.
-Skoro tak
łatwo przychodzi ci ocenianie mnie, to sam musisz być świetnym tancerzem. No,
dawaj – Scream podniósł się z ziemi. Byłam pewna, że wymięknie, ale nie mogłam
się bardziej mylić. W jednej chwili zaczął kręcić tyłkiem, w dodatku dość
umiejętnie – No, proszę, proszę – zaczęłam mu klaskać – Zwracam honor Michaelu
Jacksonie. Ruchy to ty masz! – con zaśmiał się.
Nasz
pojedynek taneczny przerwało głośne piknięcie. To znaczyło tylko jedno. Program
znalazł mamę. Szybko wyłączyłam muzykę i sprawdziłam co znaleźliśmy. Widziałam
zdjęcie mamy, ale jakieś dziwne. Miała zamknięte oczy i bardzo bladą twarz.
Przez chwilę nie chciałam wierzyć w to, co widzę. Dobrze wiedziałam, dlaczego
mama tak wygląda. To zdjęcie policyjne. Przeczytałam fragment tekstu. Leila
Simmons, 37 lat, rana postrzałowa w brzuch.
Łzy
mimowolnie zaczęły spływać po moich policzkach. Zakryłam usta ręką, starałam
się nie wpadać w histerię. Nie było to jednak łatwe. Straciłam ją. Straciłam
moją mamę, jedyną osobę, której na mnie zależało. Powoli osunęłam się na ziemię
i cicho łkałam. Najchętniej schowałabym się pod ziemię, ale to niewykonalne.
Nagle poczułam jak Starscream delikatnie dotknął mojej ręki. Chwyciłam ją i
przytuliłam się jak najmocniej potrafiłam. Serce biło mi jak szalone, oczy były
czerwone od łez, a ręce bolały od trzymania metalu. Mimo to, czułam się lepiej
wiedząc, że on jest przy mnie. Był moim najlepszym przyjacielem i nie wyobrażam
sobie życia bez niego. Czy to tylko przyjaźń? Sama nie wiem. Wiem tylko tyle,
że słowa, które zaraz wypowiem będą całkowicie szczere.
-Kocham cię.
Jesteś dla mnie niczym brat i za to ci dziękuję.
Aaaaaaa!!!! Jezu jakie to CUDNE! *_* normalnie kocham! Star i Mayday najlepszy duet! JA CHC NEXTA!!!!
OdpowiedzUsuń