środa, 16 marca 2016

Rozdział VIII - Poważne kłopoty


Odwaga może się przejawiać na wiele różnych sposobów. Czasem oznacza poświecenie własnego życia dla czegoś ważniejszego, dla drugiego człowieka. Czasem to rezygnacja ze wszystkiego, co znałeś, ze wszystkich, których kochałeś, w imię czegoś większego. Ale czasem coś zupełnie innego. Czasem oznacza, że mimo bólu zaciskasz zęby i każdego dnia na nowo podejmujesz wysiłek, mozolną pracę na rzecz lepszego jutra.

Veronica Roth


Siedziałam razem z Miko na dachu bazy Autobotów. Starałam się jakoś przyzwyczaić do nowej sytuacji. Nie mogłam pogodzić się z odejściem Starscream’a. Dobrze wiedziałam, że z tak niebezpieczną przyjaźnią wiążą się konsekwencje. On też to wiedział. Dlaczego więc odszedł?

Czarnowłosa dziewczyna opowiadała mi historie o swoim partnerze, Bulkhead’zie, ale jej nie słuchałam. Jest miła i nawet się dogadujemy, ale stanowczo za dużo gada. W dodatku opowiada mi jedynie o botach, a kiedy chcę jej powiedzieć coś o Scream’ie nie pozwala mi dojść do głosu. Może nie ma przyjemnych wspomnień z nim związanych, ale dlatego tym bardziej powinnam jej wytłumaczyć, że się zmienił.

-Ty mnie w ogóle słuchasz May? – powiedziała tyrpiąc mnie przy tym w ramię – Wyglądasz jakbyś myślami była daleko stąd.

-Przepraszam, myślałam o pobycie w Paryżu. Dzięki Starscream’owi stanęłam na szczycie wierzy Eiffla – chciałam powiedzieć jej jak potoczyła się cała sytuacja, ale niespodziewanie mi przerwała.

-Słuchaj, wytłumacz mi jedną rzecz – spojrzałam na nią pytająco – Scream to decept, w dodatku wredny, kłamliwy i bezwzględny. Jak to możliwe, że się zaprzyjaźniliście? I że cię nie zabił?

-Nadal postrzegasz go w ciemnym świetle Miko, ale on się zmienił. Przestał być samolubny, bo nauczył się czym jest tak naprawdę przyjaźń. Wspierał mnie, a ja jego. Byliśmy nierozłączni.

-Aż cię nie zostawił – dokończyła z wyraźnie smutniejszą miną. Czyżbym ją do niego przekonała?

-Oddałabym wszystko żeby go zobaczyć choć jeden raz.

-Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, możemy spróbować się przenieść na Harbingera mostem ziemnym. W bazie jest tylko Ratchet bo boty pojechały na misję, a Jack i Raf do szkoły. Frajerzy spędzą tam połowę świetnego dnia.

-Czekaj, czekaj, naprawdę chcesz tam ze mną iść? 

-Przyjaźnimy się, nie? Przyjaciele sobie pomagają. Poza tym, to będzie prawdziwa zabawa, nie to co siedzenie tutaj – uśmiechnęłam się do niej od ucha, do ucha, a ona odwzajemniła uśmiech.

Zjechałyśmy windą na dół i znalazłyśmy się w głównym pomieszczeniu Autobotów. Na nasze szczęście nikogo w nim Ne było, nawet doktorka. Miko podbiegła do panelu obok mostu i wspięła się na niego.

-Normalnie, Raf włącza go przez laptopa, ale nie jestem zbyt dobra w te klocki.

-A wiesz jak go włączyć tradycyjnym sposobem.

-Jasne, że tak! Może…Widziałam jak robił to Ratchet. Bułka z masłem! – złapałam się za głowę, ale dziewczyna chyba jednak wiedziała co robi. Po chwili przede mną pojawił się wielki turkusowy portal.

Miko zeskoczyła na dół, złapała mnie za rękę i obie pobiegłyśmy w jego głąb. Przez chwilę było mi niedobrze, ale to tylko przez krótką, podkreślam krótką chwilę. Moment później moim oczom  ukazało się pomieszczenie medyczne, gdzie spędzaliśmy wolne chwile. Nigdzie jednak nie widziałam Scream’a.

-W zasadzie, to niczym nie różni się od Nemezis. Spodziewałam się jakiejś kuli dyskotekowej – Miko śmiała się, ale mi nie było do śmiechu. Star powinien tu być. Zdziwiła mnie jeszcze jedna rzecz.  Miejsce, gdzie trzymaliśmy energon było puste.

-Coś jest nie tak Miko. Starscream’a tu nie ma – wtem drzwi do pomieszczenia otworzyły się i do środka weszło czworo decepticońskich żołnierzy. Okrążyli nas i odbezpieczyli blastery.

-Niech to złom! Co oni tutaj robią.

-Pewnie przyszli po Scream’a. Gdzie on jest?! – nikt nie odpowiedział – Zadałam wam pytanie!

-Jesteś bardzo odważna, jak na dziecko – odezwał się ktoś za nami. Odwróciłyśmy się i zobaczyłyśmy, że z mostu ziemnego wychodzi kolejny recept. Miał srebrną zbroję i hełm, a jego oczy były czerwone.

-Megaron – szepnęła Miko. Czyli tak wygląda ich wielki przywódca jako bot. Nie miałam zamiaru pokazać mu, że się boję, choć bałam się cholernie.

-Megatron, tak? Myślałam, że będziesz wyższy – uśmiechnęłam się do niego wrednie, ale Lord Decepticonów ciągle zachowywał powagę – Gdzie jest Starscream? – zapytałam nie tracąc czasu.

-Tam, gdzie jego miejsce. Na Nemezis. Odpowie za swoje zbrodnie przeciw Decpetioconom.

-Jeśli choćby go tkniesz to… - nie zdążyłam dokończyć, bo Megatron zaczął śmiać się na cały głos.

-Co mi zrobisz? Jesteś tylko nic nie znaczącym człowiekiem, ale przyznaję, dla Autobotów macie większą wartość. Zabrać je! 

Jeden z conów złapał nas. Próbowałyśmy się wyrwać, ale na próżno. Decept zaczął iść w stronę mostu, a po chwili wszyscy się w nim znaleźliśmy. Znajdowałyśmy się najpewniej na Nemezis. Con wrzucił nas do jakiegoś pomieszczenia i zamknął w nim. Miałyśmy nieźle przechlapane.

-Boty nas znajdą – sierdziła Miko – Odbiją nas, zobaczysz. Jestem tego pewna.

-Obyś miała rację – usiadłam na ziemi i spuściłam wzrok – Boję się o Starscream’a. Co jeśli on nie żyje?

-Nie możesz tak myśleć. Uwierz mi, wiem co mówię. Chcę cię jeszcze przeprosić – spojrzałam na nią pytająco – Cały czas mówiłam, że Scream jest zły i że to sadysta, ale myliłam się.

-Znasz go po prostu z innej strony. Gdybyś tylko spędziła z nim kilka dni, to zobaczyłabyś jaki jest naprawdę – zaśmiałam się cicho – Wiesz, raz przylecieliśmy na Nemezis i namalowaliśmy na ścianie gębę Megatrona i jeszcze kilka gołych zadków – dziewczyna zaśmiała się – Świetnie się wtedy bawiliśmy – pojedyncza łza spłynęła po moim policzku – Przepraszam cię Star – wyszeptałam – Przepraszam za wszystko.

Oczami Starscream’a

Siedziałem w jednej z cel Decepticonów. Że ja dałem się tam łatwo złapać. Czekali na mnie na pokładzie Harbingera, a kiedy wróciłem od Autobotów pojmali. Dziwię się, że Megatron nie wpadł jeszcze z wizytą. Czyżby tym razem nie miała zamiaru pobrudzić sobie łapek? To nie w jego stylu. Jeśli chce mnie zabić, zrobi to własnoręcznie. Chyba, że nie to ma zamiar zrobić.

Nagle, jak na zawołanie do pomieszczenia wszedł Lord Decepticonów. Uśmiechał się do mnie wrednie i była to dość niecodzienna sytuacja. Podszedłem bliżej niego.

-Przyszedłeś mnie wykończyć?

-Jeszcze kilka minicykli temu miałem taki zamiar, ale wszystko się zmieniło. Teraz, jestem tu by złożyć ci propozycję. Chcę, byś znów pełnił funkcję komandora.

-Że co?

-W ciągu ostatnich megacykli zrozumiałem, że lepiej jest mieć cię przy sobie, niż przeciwko mnie.

-Dlaczego uważasz, że wrócę? Nie jestem już jednym z was, zmieniłem się. Dlatego, podziękuję – odwróciłem się od Megatrona i podszedłem do ściany. 

-Dołączysz do nas, chyba że nie chcesz już zobaczyć swojego pupilka – jednym ruchem odwróciłem się do niego i przystawiłem mu blaster do głowy.

-Jeśli spróbujesz ją skrzywdzić to…

-Jednak jesteście do siebie podobni. Powiedziała mi dokładnie to samo kiedy zabieraliśmy ją na statek.

-Jest na Nemezis?!

-Tak i wystarczy jedno moje słowo, a zostanie rozszarpana na strzępy. Wybór, należy do ciebie – spuściłem blaster i wyłączyłem go. Nie miałem wyboru. Nie mogłem pozwolić mu skrzywdzić Mayday. Musiałem się zgodzić.

-Wygrałeś. Wrócę do Decepticonów – Megatron uśmiechnął się wrednie, a następnie opuścił pomieszczenie. Bez słowa poszedłem za nim – Chciałbym zobaczyć May. Muszę mieć pewność, że jest bezpieczna.

-Nie martw się, zaraz ją zobaczysz – weszliśmy na mostek oficerski, gdzie czekał na nas Soundwave. Podszedł do mnie, a na jego ekranie pokazał się obraz Mayday i Miko siedzących w jednej z cel. Były całe, to najważniejsze – Zostaną tu na wszelki wypadek. Gdybyś zmienił zdanie.

-Musisz oddać je Autobotom! Nie przeżyją długo bez wody i jedzenia!

-Jestem pewny, że już niedługo zamienię je na coś z Autobotami. Może dożyją do tego momentu.

Byłem wściekły, ale musiałem zachować spokój. Uwolnię je, ale kiedy już Megatron zaufa mi…znaczy trochę mi zaufa. Na razie muszą jakoś wytrzymać. Przy odrobinie szczęścia uprzedzą mnie boty.

Opuściłem mostek. Nie miałem ochoty oglądać tej jego obrzydliwej facjaty ani sekundy dłużej. Przechadzałem się korytarzami, by przyzwyczaić się do statku. W końcu miałem tu spędzić resztę moich dni. Żołnierze mijali mnie bez słowa. Zdecydowałem się wyjść na lądowisko. Usiadłem na nim i oglądałem błękitne niebo. May spodobałby się ten widok.

-Przepraszam cię May – wyszeptałem – Przepraszam cię za wszystko.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz