Odwaga może się przejawiać na wiele różnych sposobów. Czasem oznacza
poświecenie własnego życia dla czegoś ważniejszego, dla drugiego człowieka.
Czasem to rezygnacja ze wszystkiego, co znałeś, ze wszystkich, których
kochałeś, w imię czegoś większego. Ale czasem coś zupełnie innego. Czasem
oznacza, że mimo bólu zaciskasz zęby i każdego dnia na nowo podejmujesz
wysiłek, mozolną pracę na rzecz lepszego jutra.
Veronica Roth
Siedziałam
razem z Miko na dachu bazy Autobotów. Starałam się jakoś przyzwyczaić do nowej
sytuacji. Nie mogłam pogodzić się z odejściem Starscream’a. Dobrze wiedziałam,
że z tak niebezpieczną przyjaźnią wiążą się konsekwencje. On też to wiedział.
Dlaczego więc odszedł?
Czarnowłosa
dziewczyna opowiadała mi historie o swoim partnerze, Bulkhead’zie, ale jej nie
słuchałam. Jest miła i nawet się dogadujemy, ale stanowczo za dużo gada. W
dodatku opowiada mi jedynie o botach, a kiedy chcę jej powiedzieć coś o
Scream’ie nie pozwala mi dojść do głosu. Może nie ma przyjemnych wspomnień z nim
związanych, ale dlatego tym bardziej powinnam jej wytłumaczyć, że się zmienił.
-Ty mnie w
ogóle słuchasz May? – powiedziała tyrpiąc mnie przy tym w ramię – Wyglądasz
jakbyś myślami była daleko stąd.
-Przepraszam,
myślałam o pobycie w Paryżu. Dzięki Starscream’owi stanęłam na szczycie wierzy
Eiffla – chciałam powiedzieć jej jak potoczyła się cała sytuacja, ale
niespodziewanie mi przerwała.
-Słuchaj,
wytłumacz mi jedną rzecz – spojrzałam na nią pytająco – Scream to decept, w
dodatku wredny, kłamliwy i bezwzględny. Jak to możliwe, że się
zaprzyjaźniliście? I że cię nie zabił?
-Nadal
postrzegasz go w ciemnym świetle Miko, ale on się zmienił. Przestał być
samolubny, bo nauczył się czym jest tak naprawdę przyjaźń. Wspierał mnie, a ja
jego. Byliśmy nierozłączni.
-Aż cię nie
zostawił – dokończyła z wyraźnie smutniejszą miną. Czyżbym ją do niego
przekonała?
-Oddałabym
wszystko żeby go zobaczyć choć jeden raz.
-Jeśli tak
bardzo ci na tym zależy, możemy spróbować się przenieść na Harbingera mostem
ziemnym. W bazie jest tylko Ratchet bo boty pojechały na misję, a Jack i Raf do
szkoły. Frajerzy spędzą tam połowę świetnego dnia.
-Czekaj,
czekaj, naprawdę chcesz tam ze mną iść?
-Przyjaźnimy
się, nie? Przyjaciele sobie pomagają. Poza tym, to będzie prawdziwa zabawa, nie
to co siedzenie tutaj – uśmiechnęłam się do niej od ucha, do ucha, a ona
odwzajemniła uśmiech.
Zjechałyśmy
windą na dół i znalazłyśmy się w głównym pomieszczeniu Autobotów. Na nasze
szczęście nikogo w nim Ne było, nawet doktorka. Miko podbiegła do panelu obok
mostu i wspięła się na niego.
-Normalnie,
Raf włącza go przez laptopa, ale nie jestem zbyt dobra w te klocki.
-A wiesz jak
go włączyć tradycyjnym sposobem.
-Jasne, że
tak! Może…Widziałam jak robił to Ratchet. Bułka z masłem! – złapałam się za
głowę, ale dziewczyna chyba jednak wiedziała co robi. Po chwili przede mną
pojawił się wielki turkusowy portal.
Miko
zeskoczyła na dół, złapała mnie za rękę i obie pobiegłyśmy w jego głąb. Przez
chwilę było mi niedobrze, ale to tylko przez krótką, podkreślam krótką chwilę.
Moment później moim oczom ukazało się
pomieszczenie medyczne, gdzie spędzaliśmy wolne chwile. Nigdzie jednak nie
widziałam Scream’a.
-W zasadzie,
to niczym nie różni się od Nemezis. Spodziewałam się jakiejś kuli dyskotekowej
– Miko śmiała się, ale mi nie było do śmiechu. Star powinien tu być. Zdziwiła
mnie jeszcze jedna rzecz. Miejsce, gdzie
trzymaliśmy energon było puste.
-Coś jest
nie tak Miko. Starscream’a tu nie ma – wtem drzwi do pomieszczenia otworzyły
się i do środka weszło czworo decepticońskich żołnierzy. Okrążyli nas i
odbezpieczyli blastery.
-Niech to
złom! Co oni tutaj robią.
-Pewnie
przyszli po Scream’a. Gdzie on jest?! – nikt nie odpowiedział – Zadałam wam
pytanie!
-Jesteś
bardzo odważna, jak na dziecko – odezwał się ktoś za nami. Odwróciłyśmy się i
zobaczyłyśmy, że z mostu ziemnego wychodzi kolejny recept. Miał srebrną zbroję
i hełm, a jego oczy były czerwone.
-Megaron –
szepnęła Miko. Czyli tak wygląda ich wielki przywódca jako bot. Nie miałam
zamiaru pokazać mu, że się boję, choć bałam się cholernie.
-Megatron,
tak? Myślałam, że będziesz wyższy – uśmiechnęłam się do niego wrednie, ale Lord
Decepticonów ciągle zachowywał powagę – Gdzie jest Starscream? – zapytałam nie
tracąc czasu.
-Tam, gdzie
jego miejsce. Na Nemezis. Odpowie za swoje zbrodnie przeciw Decpetioconom.
-Jeśli
choćby go tkniesz to… - nie zdążyłam dokończyć, bo Megatron zaczął śmiać się na
cały głos.
-Co mi
zrobisz? Jesteś tylko nic nie znaczącym człowiekiem, ale przyznaję, dla
Autobotów macie większą wartość. Zabrać je!
Jeden z
conów złapał nas. Próbowałyśmy się wyrwać, ale na próżno. Decept zaczął iść w
stronę mostu, a po chwili wszyscy się w nim znaleźliśmy. Znajdowałyśmy się
najpewniej na Nemezis. Con wrzucił nas do jakiegoś pomieszczenia i zamknął w
nim. Miałyśmy nieźle przechlapane.
-Boty nas
znajdą – sierdziła Miko – Odbiją nas, zobaczysz. Jestem tego pewna.
-Obyś miała
rację – usiadłam na ziemi i spuściłam wzrok – Boję się o Starscream’a. Co jeśli
on nie żyje?
-Nie możesz
tak myśleć. Uwierz mi, wiem co mówię. Chcę cię jeszcze przeprosić – spojrzałam
na nią pytająco – Cały czas mówiłam, że Scream jest zły i że to sadysta, ale
myliłam się.
-Znasz go po
prostu z innej strony. Gdybyś tylko spędziła z nim kilka dni, to zobaczyłabyś
jaki jest naprawdę – zaśmiałam się cicho – Wiesz, raz przylecieliśmy na Nemezis
i namalowaliśmy na ścianie gębę Megatrona i jeszcze kilka gołych zadków –
dziewczyna zaśmiała się – Świetnie się wtedy bawiliśmy – pojedyncza łza
spłynęła po moim policzku – Przepraszam cię Star – wyszeptałam – Przepraszam za
wszystko.
Oczami
Starscream’a
Siedziałem w
jednej z cel Decepticonów. Że ja dałem się tam łatwo złapać. Czekali na mnie na
pokładzie Harbingera, a kiedy wróciłem od Autobotów pojmali. Dziwię się, że
Megatron nie wpadł jeszcze z wizytą. Czyżby tym razem nie miała zamiaru
pobrudzić sobie łapek? To nie w jego stylu. Jeśli chce mnie zabić, zrobi to
własnoręcznie. Chyba, że nie to ma zamiar zrobić.
Nagle, jak
na zawołanie do pomieszczenia wszedł Lord Decepticonów. Uśmiechał się do mnie
wrednie i była to dość niecodzienna sytuacja. Podszedłem bliżej niego.
-Przyszedłeś
mnie wykończyć?
-Jeszcze
kilka minicykli temu miałem taki zamiar, ale wszystko się zmieniło. Teraz,
jestem tu by złożyć ci propozycję. Chcę, byś znów pełnił funkcję komandora.
-Że co?
-W ciągu
ostatnich megacykli zrozumiałem, że lepiej jest mieć cię przy sobie, niż
przeciwko mnie.
-Dlaczego
uważasz, że wrócę? Nie jestem już jednym z was, zmieniłem się. Dlatego,
podziękuję – odwróciłem się od Megatrona i podszedłem do ściany.
-Dołączysz
do nas, chyba że nie chcesz już zobaczyć swojego pupilka – jednym ruchem
odwróciłem się do niego i przystawiłem mu blaster do głowy.
-Jeśli
spróbujesz ją skrzywdzić to…
-Jednak
jesteście do siebie podobni. Powiedziała mi dokładnie to samo kiedy
zabieraliśmy ją na statek.
-Jest na
Nemezis?!
-Tak i
wystarczy jedno moje słowo, a zostanie rozszarpana na strzępy. Wybór, należy do
ciebie – spuściłem blaster i wyłączyłem go. Nie miałem wyboru. Nie mogłem
pozwolić mu skrzywdzić Mayday. Musiałem się zgodzić.
-Wygrałeś.
Wrócę do Decepticonów – Megatron uśmiechnął się wrednie, a następnie opuścił
pomieszczenie. Bez słowa poszedłem za nim – Chciałbym zobaczyć May. Muszę mieć
pewność, że jest bezpieczna.
-Nie martw
się, zaraz ją zobaczysz – weszliśmy na mostek oficerski, gdzie czekał na nas
Soundwave. Podszedł do mnie, a na jego ekranie pokazał się obraz Mayday i Miko
siedzących w jednej z cel. Były całe, to najważniejsze – Zostaną tu na wszelki
wypadek. Gdybyś zmienił zdanie.
-Musisz
oddać je Autobotom! Nie przeżyją długo bez wody i jedzenia!
-Jestem
pewny, że już niedługo zamienię je na coś z Autobotami. Może dożyją do tego
momentu.
Byłem
wściekły, ale musiałem zachować spokój. Uwolnię je, ale kiedy już Megatron
zaufa mi…znaczy trochę mi zaufa. Na razie muszą jakoś wytrzymać. Przy odrobinie
szczęścia uprzedzą mnie boty.
Opuściłem
mostek. Nie miałem ochoty oglądać tej jego obrzydliwej facjaty ani sekundy dłużej.
Przechadzałem się korytarzami, by przyzwyczaić się do statku. W końcu miałem tu
spędzić resztę moich dni. Żołnierze mijali mnie bez słowa. Zdecydowałem się
wyjść na lądowisko. Usiadłem na nim i oglądałem błękitne niebo. May spodobałby
się ten widok.
-Przepraszam
cię May – wyszeptałem – Przepraszam cię za wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz