sobota, 5 marca 2016

Rozdział VI - Nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się stało


Życie to jedno wielkie gówno, a potem się umiera.
Ta chciałoby się...

Stephenie Meyer

Minął tydzień, ale jakoś udało mi się pozbierać. Myślę, że w dużej mierze to dzięki Starscream’owi. Bardzo mnie wspierał i ciągle powtarzał, że w końcu mamy siebie. Teraz on jest moją jedyną „rodziną”. Nie wiem, czy mogłabym żyć bez niego.

***

Wracaliśmy z kolejnymi kryształami energonu. Zwinęliśmy je ze szczytu jakiś polskich gór. Nawet nie chcę mówić jak cholernie zimno tam było. Jeszcze wszędzie kupa śniegu. O mało się na nim nie poślizgnęłam. Teraz na szczęście siedziałam sobie w cieplutkiej kabinie pilota i wcinałam chińskie jedzenie, które zwinęłam jakimś obściskującym się ludziom. Z nowego, „zakupionego” telefonu słychać było początek piosenki Avril Lavigne „Smile”. Postukiwałam paznokciami w rytm piosenki o szybę, a odrzutowiec kołysał się na boki. Czy w tej chwili mogłabym być bardziej szczęśliwa?

Nie mogłam sobie odpowiedzieć na to pytanie, bo znienacka nadleciały odrzutowce conów. Szybko wyłączyłam muzykę, byśmy mogli się lepiej skupić. Pięć samolotów, trzy na ogonie, po jednym przy każdym skrzydle. Co dziwne nie strzelały nas. Chyba chciały jak najdłużej utrzymać nas w  jednym miejscu.

-Nie będziemy się z nimi cackać! – wykrzyknął Scream, po czym się transformował.

Standardowo chwyciłam telefon i kryształ energonu, a potem bezwładnie zaczęłam spadać w dół. Star wskoczył na jeden z odrzutowców. Wystrzelił rakietę, która zestrzeliła cona obok, a z kolei jego odłamki zniszczyły kolejnego przeciwnika. Con wbił swoje pazury w recepta, na którym siedział, a porem znów się zmienił. Przeleciał za ostatnią dwójkę i zestrzelił ich blasterami. Szybko podleciał do mnie, zmienił formę, złapał mnie i znów stał się odrzutowce.

-No, co się tak guzdrałeś? – zażartowałam.

-Zwyczajnie nie miałem ochoty cię łapać – odpowiedział złośliwym tonem. Jak zwykle wie jaką ripostą rzucić. Już miałam z czegoś zażartować, ale na horyzoncie pojawił się jeszcze jeden odrzutowiec. Ten jednak był trochę inny. Był jaśniejszy i większy i miał dziwy kształt. Nieznajomy wystrzelił jakąś fioletową plazmą, która w nas trafiła.

W jednej chwili poczułam wielkie zawroty głowy. Miałam wrażenie, że czaszka zaraz mi się rozłupie. Potem jeszcze doszedł ból brzucha, a na samym końcu kłucie w sercu. Tak cholernie bolało. Ale nie to było najgorsze. Starscream stracił przytomność i oboje spadaliśmy z niewyobrażalną prędkością.

-Scream, obudź się! – krzyczałam jak najgłośniej i waliłam rękami o szybę – Ocknij się ty zardzewiały blaszaku! – nawet wyzwisko nie podziałało.

Odrzutowiec odwrócił się do góry nogami i w myślach dziękowałam Bogu, że mam zapięte pasy. Jedyne szczęście w tym nieszczęściu było takie, że spadaliśmy w kierunku wody. Po raz kolejny się odwróciliśmy, kiedy niespodziewanie Starscream transformował się i pojedynczo wpadliśmy do morza. Bliskie spotkanie z taflą wody nie było przyjemne, ale lepsze to niż bliskie spotkanie z jezdnią.

Wypłynęłam na powierzchnię i wzięłam głęboki wdech. Nigdzie nie widziałam Scream’a. Musiał całkiem stracić przytomność. Znów zanurzyłam się pod wodę i zaczęłam rozglądać. Star kierował się do dna, więc szybko popłynęłam w jego stronę. Chwyciłam go za rękę i próbowałam wyciągnąć, ale oczywiście nic to nie dało. Waliłam rękoma o jego twarz i kiedy już powoli traciłam powietrze, jego optyki się otworzyły. Chwycił mnie w dłoń i w momencie znaleźliśmy się na powierzchni. Nawet nie wiem kiedy usiadłam w fotelu pilota. Chwyciłam się za bolącą głowę. Naprawdę źle się czułam.

-Jesteś cała? – zapytał con, kiedy już odlecieliśmy od miejsca zdarzenia – Kiepsko wyglądasz.

-Trochę boli mnie głowa, pewnie przez tak długie nurkowanie. Poza tym jest ok.

-Nie jest ci zimno? Jesteś w końcu cała morka.

-Nic mi nie jest Star – tak naprawdę to było mi cholernie zimno – Powiedz mi, kto nas tak załatwił?

-To był Megatron.

-Bez jaj! – powiedziałam trochę głośniej niż zamierzałam –Garnkogłowy pofatygował się by nas zabić?

-Też mnie to trochę dziwi. Całe szczęście, że przetrwaliśmy pocisk z jego działka. Mogło być już po nas.

-Więc lepiej cieszmy się, że żyjemy. Teraz lećmy prosto na statek, dobrze? Jestem odrobinę śpiąca.

-Nie ma sprawy. Za kilka minut tam będziemy.

Byłam bardzo zmęczona i pewnie i tak nie dotrwałabym do lądowania. Oparłam więc głowę o szybę i w momencie usnęłam.

***

Leżałam na statku i miałam na sobie ponad połowę moich ubrań. Było mi cholernie zimno i cała się trzęsłam. Miałam wrażenie, że głowa zaraz mi eksploduje. Starscream chodził w tę i z powrotem myśląc jak mi pomóc. Nie wiedzieliśmy co mi jest, więc jak mieliśmy coś zaradzić.

-Może to tylko przeziębienie? - zaproponowałam – Samo przejdzie.

-Żartujesz sobie? – zatrzymał się przy mnie – Cała drżysz i jesteś blada jak ściana, to nie jest normalne. Kiedy zobaczyłem Megatona trochę mnie przymroczyło.

-No co ty?

-Nie żartuj sobie, to poważna sprawa. Musisz mi powiedzieć, jaki kolor miał pocisk wystrzelony przez niego?

-Fioletowy, a co?

-Niech to złom! – uderzył ręką w kokpit – Tego się obawiałem.

-Co się dzieje Scream?

-Jego pocisk, to był mroczny energon, krew Unicrona, ciemny odpowiednik zwykłego energonu. Jest niezwykle szkodliwy dla ludzi, to cud, że jeszcze oddychasz.

-Ale jest na to lek?

-Nie mam pojęcia. Ja nie umiem ci pomóc, ale znam kogoś, kto być może to potrafi.

Star wziął mnie na ręce i podszedł do kokpitu. Posadził mnie na nim, a następnie nacisnął kilka przycisków.

-Co robisz? – zapytałam

-Wysyłam wiadomość. Oby tylko zechcieli nam pomóc. 

Chwilę później na końcu pokoju pojawił się jakiś dziwny turkusowy okrąg. Z jego środka wyszły trzy transformery. Pierwszy z nich był dość duży i „gruby”, a także miał zielony lakier. Kolejny był o wiele mniejszy, o żółto – czarnej zbroi i osłonce na usta. Ostatni z nich, największy, był czerwono – niebieski. Nosili inne znaki niż Decepticonów, więc odpowiedź na pytanie „kim są” była jasna. To były Autoboty.

-Nie kłamałeś Starscream – odezwał się największy – Rzeczywiście dziewczynka wygląda na chorą.

-Mnie zastanawia, co ona w ogóle tu robi – dodał zielony – Czy przed Scream’em nie należałoby uciekać – nie pozwolę mu ubliżać mojemu przyjacielowi.

-Idź się przetop – powiedziałam ciszej niż zamierzałam, bo głos momentalnie mi ochrypł.

-Spokojnie Mayday. Prime, musisz jej pomóc. Oberwała mrocznym energonem, potrzebuje natychmiastowej opieki.

-Oczywiście, pomożemy jej. Mam do ciebie kilka pytań, więc ciebie także zabierzemy – Star pokiwał porozumiewawczo głową i wziął mnie na ręce. Cała nasza czwórka weszła do portalu.

Przechodząc przez niego poczułam zawroty głowy, ale szybko się uspokoiły. Znaleźliśmy się w wielkim pomieszczeniu z kamiennymi ścianami i znakiem Autobotów na podłodze. Na końcu stał kokpit i ekran, a obok jakiś dziwny metalowy podest, na którym stała kanapa, stolik i telewizor.

Jeszcze raz spojrzałam na boty i spróbowałam sobie przypomnień jak Scream mi o nich opowiadał. Największy to musi być ich lider, Optimus Prime. Ten zielony grubas to pewnie Bulkhead, a żółty Bumblebee. Tak, myślę, że to by pasowało. Ponownie rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu reszty Autobotów. Przy kokpicie stał jeden. Miał biało - pomarańczowy lakier i to pewnie był Ratchet. Nigdzie nie widziałam fembotki Arcee i młodzika Smoekscreen’a. 

Starscream położył mnie na kanapie i zamienił kilka słów z doktorem. Kiedy skończyli, bot podszedł do mnie.

-Nazywam się Ratchet. Żeby ci pomóc będę musiał wsadzić cię to specjalnej komory i wpuścić do niej energon. Zatrzyma działanie jego mrocznego odpowiednika i pomorze ci.

-To na co czekasz? – mina mu zrzedła.

-Przygotuję salę – Ratchet odszedł, a jego miejsce zajął Star.

-On ci pomorze. To naprawdę świetny medyk.

-Wierzę ci na słowo.

-Przepraszam, że cię w to wciągnąłem – spojrzałam na niego pytająco – Nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się stało.

-Scream, przecież ja sama tego chciałam. To ja  zaproponowałam ci współpracę. To ja… - nie skończyłam bo Ratchet krzyknął, żeby Starscream przyniósł mnie do pomieszczenia.

Con wziął mnie na ręce i odłożył w przeźroczystym, okrągłym pokoju. W jednej sekundzie pomieszczenie wypełniło się strasznie jasnym światłem, a ja poczułam się jeszcze słabsza. Powoli upadłam na ziemię i straciłam przytomność.

4 komentarze:

  1. GARNKOGŁOWY!!! Ty gnoju! XD Mayday luzik arbuzik bedzie git! Screamuś się martwi jak miłooooo! Hehehe XD Dobra czyli teraz dręczyć o kolejny rozDział? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jula dręczycielem roku xD Heh... nie lubię pisać kom bo nie wiem o czym xd ale próbuje myślami wyprzedzić dalszy rozwój wydarzeń i nie mogę się doczekać kolejnej części ! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz Nati! Jednak coś ci się udało napisać :D Ale jestem z ciebie dumna ;-)
      Pozdrawiam i superowego weekendu :-)
      ***Niki***

      Usuń