Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie.
Janusz Leon Wiśniewski
Przechadzałem
się korytarzami Nemezis. Ciężko było mi przyzwyczaić się do mijania vechiconów,
które nie chcą mnie zabić. Sytuacja w naszych szeregach nieco się zmieniła.
Dowiedziałem się, że przed opuszczeniem Decepticonów, Airachnid zabiła
Breakdown’a. Biedak… Pomyśleć, że ona mu się nawet podobała. W dodatku później,
jego ciało przejął Silas, ten były przywódca M.E.C.H. Obowiązki po pajęczycy
niej przejął oczywiście Dreadwing, a teraz to ja zabrałem mu fuchę! Cóż za
zrządzenie losu. Nie tak dawno chwalił mi się, że to on jest prawą ręką
Megatrona, ale teraz znów to ja jestem górą, choć nie bardzo mi na tym zależy.
Z
nudów wstąpiłem do Knock Out’a. Doktorek o idealnie wypolerowanym, czerwonym
lakierze przeglądał jakieś badania. Odwrócił się w moją stronę, chciał coś
powiedzieć, ale zrezygnował.
-Jeśli
chcesz mi coś zakomunikować, proszę bardzo.
-Tylko
tyle, że nie spodziewałem się ciebie tutaj – powiedział, nawet na mnie nie
patrząc – Nie powinieneś raczej zająć się obowiązkami? Nie masz nic do roboty?
-Czy
ty chcesz się mnie pozbyć? – zapytałem podejrzliwie, ale on szybko pokręcił
przecząco głową.
-Nie,
nie, skądże! Ale naprawdę nie wiem, co tutaj robisz.
-Sam
w sumie nie wiem – westchnąłem – Obecnie nie mam żadnych zajęć, a brakuje mi
rozmów z May…
-Z
tą dziewczyną? – zapytał, jakby podniecony i oderwał się od pracy – To
niesamowite, że udało ci się z nią nawiązać przyjaźń. Powiedz, poznałeś może
jakieś ciekawe rytuały w życiu nastolatki? – spojrzałem na niego ze
zdziwieniem.
-Nie
bardzo rozumiem o co ci chodzi. Mayday do wspaniała osoba, ale żadnych rytuałów
nie odprawiała.
-Ale
od razu widać, że jest cwana. W końcu udało jej się zwiać z Nemezis…
-Co?!
– przerwałem mu i podszedłem kilka kroków bliżej cona – Uciekła?
-Kilka
godzin temu.
-Ale
jak?!
-Właśnie
o to chodzi – doktorek wzruszył ramionami – Nikt nie wie.
Uśmiechnąłem
się w duchu. Zdolna dziewczynka… Teraz już nie mszę mieć się na baczności.
Megatron nie zdoła jej skrzywdzić. Ale, nie powinienem też mu się zbytnio
narażać. Skoro już raz zdołał ją porwać, to może się do tego posunąć ponownie.
-No
nic. Nie będę ci już przeszkadzał – wyprostowałem się i opuściłem laboratorium.
Tak
strasznie się cieszyłem, że nic jej nie jest, że zdołała uciec. A jednak, coś
mi tutaj śmierdziało. Jak dało jej się
wydostać ze statku unoszącego się nad ziemią kilkadziesiąt kilometrów? Sama
przecież nie mogła tego zrobić, a wezwanie botów było niemożliwe. Ktoś wewnątrz
musiał jej pomóc. Pytanie tylko, kto.
Oczami
Mayday
-Miko,
naprawdę nic nie pamiętasz? – dopytywał zmartwiony Bulkhead – Nic, a nic? –
dziewczyna pokręciła przecząco głową.
-Mówiłam
ci Bulk. Ostatnie trzy dni to dla mnie czarna dziura. Nie mam bladego pojęcia
co się działo w tym czasie – bot westchnął i zwrócił się do mnie.
-Czyli,
gdzie chciałyście się udać? – przygryzłam wargę ze zdenerwowania. Trzymaj się
historyjki, May.
-Już
ci mówiłam, że do wesołego miasteczka. Coś poszło nie tak i wylądowałyśmy na
pustkowiu, gdzie nas znalazłeś.
-To
dlaczego historia współrzędnych mostu wyraźnie wskazuje, że udałyście się na
Harbingera? – do rozmowy wtrącił się doktorek – I z mostem wszystko w porządku,
więc nie wiem co mogło pójść nie tak – jasna cholera i co ja mam teraz im
powiedzieć. Dobra, jakoś muszę dać sobie radę. Dalej, przecież umiesz wymyślać
historyjki, Mayday.
-No
dobra. Macie nas – spuściłam głowę udając, że mi przykro – Namówiłam Miko,
byśmy razem poszły odwiedzić Starscream’a. Na statku jednak go nie było, więc
sprawdziłyśmy jego ostatnie położenie. Udało się nam odpalić most stamtąd, ale
współrzędne musiały być dosyć niedokładne, bo wylądowałyśmy na tym zadupiu, w
dodatku jakieś kilka metrów nad ziemią. Ja wylądowałam na brzuchu, ale Miko
zaryła głową o kamień i straciła przytomność. W dodatku jej telefon się
rozładował i nie bardzo mogłam go włączyć. W końcu jednak udało mi się to, a
wtedy wy zadzwoniliście. Resztę już znacie.
-Macie
szczęście, że nic wam się nie stało – upomniał nas Bulk – To, co zrobiłyście
było bardzo nieodpowiedzialne i głupie – zielony bot skarcił nas wzrokiem.
-Ej!
Ja i tak nic nie pamiętam – Miko udała obrażoną – Zresztą, kiedy ja zrobiłam
coś odpowiedzialnego? – dodała pod nosem, a ja cicho się zaśmiałam.
Wygląda
na to, że historyjka łyknięta. Świetnie. Za jakiś czas skontaktuje się z
Megatronem (jakoś znajdę na to sposób) i nazmyślam mu jakiś informacji. Może
wtedy zdołam odzyskać przyjaciela.
Niespodziewanie
do bazy wrócił Optimus. Z tego co zrozumiałam, Prime szukał złóż energonu, ale
nie wrócił z ani jedną kosteczką, więc chyba nic nie znalazł. Bot spojrzał na
nas z ulgą, ale zaraz potem na jego twarzy pojawił się wyraz gniewu.
-Gdzie
byłyście? – zapytał nieco ostro, a ja ze zdenerwowania tylko pokazałam palcem
na Miko.
-Jej
pomysł! – dziewczyna otworzyła szeroko usta i popatrzała na mnie ze
zdziwieniem.
-Mój?!
Ale ja nic nie pamiętam? Czekaj, czekaj…może i w sumie mój…Tak, to by się
zgadzało – stwierdziła po chwili i spojrzała na Optimusa słodkimi oczkami –
Sorki, moja wina. Ratchet i Mayday wszystko ci wyjaśnią, bo ja bardzo bym
prosiła o podwózkę do domu. Jestem głooodna, a opiekunowie pewnie już
kilkanaście razy dzwonili na policję, więc sami rozumiecie.
Miko
zaczęła iść w stronę wyjścia, a gdy tylko Bulkhead się transformował wsiadła do
niego i razem opuścili bazę. Prime przyglądał mi się z wyczekującym wzrokiem, a
ja tak nie chciałam po raz kolejny opowiadać tej historii.
-Tak,
Ratchet ci wszystko wyjaśni. Ja idę się przejść – udając niewiniątko zaczęłam
iść w stronę windy, ale Lider Autobotów zasłonił mi drogę.
-A
gdzie się wybierasz tym razem, jeśli mogę zapytać? – ta jego gadanina powoli
mnie wnerwiała. Nie był moim ojcem, po jakie gówno się tak czepiał?!
-Nie,
nie możesz. Jestem tu tylko dlatego, że Star tego chciał, a ja szanuję jego zdanie.
Ale wyjaśnijmy sobie jedno – puściłam mu ostrzegawcze spojrzenie – Nie będziesz
mi rozkazywał. Nikt więcej, nie będzie mi rozkazywał – minęłam Prime’a, weszłam
do windy i wjechałam na dach.
***
Zimny
wiatr i zachodzące słońce sprawiało, że coraz więcej myślałam o Starscream’ie.
Skąd mogę wiedzieć, że on jeszcze żyje? Czy słowo Megatona coś znaczy? Nawet
jeśli żyje, to jaką mogę mieć gwarancje, że Lider Decepticonów go nie zabije.
Nagle
poczułam, jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. W sekundzie odwróciłam się w
stronę nieznajomego, którym okazał się być Jack. Chłopak zabrał rękę i usiadł
obok mnie, na skraju dachu. Siedzieliśmy tak chwilę, w ciszy, nic nie
robiliśmy.
-Prime
cię przysłał? – zapytałam oschle.
-Nie,
ale wszyscy się o ciebie martwią – prychnęłam – Nie wiem, czemu nie chcesz nas
do siebie dopuścić, ale my ci chcemy pomóc. Nie musisz być ciągle sama.
-Nie
jestem sama. Mam Starscream’a. I nie obchodzi mnie co o nim myślicie – mówiłam
nie spuszczając wzroku z nieba.
-Nawet
nie będę o nim mówił, ok?
-Nie
o to mi chodzi. Wszyscy go ciągle krytykują, ale on się zmienił. Naprawdę.
-Wierzę
ci – chłopak delikatnie złapał mnie za rękę – Słuchaj, jeśli coś leży ci na
sercu, a widzę, że tak jest, to powinnaś się komuś zwierzyć.
-Ja…
- zawahałam się – Martwię się o niego. Boję się, że Megatron go skrzywdzi. Albo
i gorzej…
-Scream
da sobie radę, zobaczysz – przygryzłam wargę, by się nie rozpłakać. Nawet nie
wiesz, w jakie tarapaty on się wpakował – Hej, ty. Nie poddawaj się, ok? –
mówił, szturchając mnie w ramie – Musisz mieć nadzieję. Jeszcze się spotkacie,
zobaczysz.
-Dzięki,
Jack – wreszcie spojrzałam na chłopaka – Bardzo mi pomogłeś – dodałam z lekkim
uśmiechem.
-Nie
ma sprawy. Słuchaj, Miko zaprosiła nas na pizzę. Jedziesz? – zastanowiłam się
chwile, ale w sumie co mi szkodzi?
-Jasne
– chłopak uśmiechnął się do mnie i pomógł mi podnieść się z dachu.
***
Ja,
Miko, Jack i Raf siedzieliśmy w pizzeri i zajadaliśmy czwartą już pizzę.
Rozmawialiśmy, żartowaliśmy i muszę przyznać, że dobrze się bawiłam. Może
rzeczywiście powinnam się mniej martwić? Może powinnam odpuścić, korzystać z
życia, a problemy jakoś się rozwiążą. Być może…
-Może
nam coś o sobie opowiesz, May – zaproponował Raf.
-Właśnie,
prawie nic o tobie nie wiemy – dodała Miko i cała trójka przyglądała mi się
wyczekująco.
-Nie
ma tego za dużo.
-Proszęęęęę
– dziewczyna zrobiła słodką minkę, a ja zaśmiałam się cicho.
-Niech
wam będzie. To…wychowałam się Portland, moi rodzice... – zawiesiłam się –
Powiedzmy, że się nie dogadywali. Ojciec…miał problemy z piciem, a co z tego
się wywodziło z agresją. Dlatego…nie miałam łatwego życia – nikt się nie
odzywał - Po tym, jak moja mama uciekła
i ja poszłam w jej ślady. Miałam już dość mojego życia. Tak spotkałam Star’a.
-A…
- Jack próbował coś powiedzieć – Co się stało z twoimi rodzicami?
-Nie
żyją. Ja i Scream zdołaliśmy się dowiedzieć, że mamę ktoś postrzelił w brzuch. Ojciec – nie mów im, nie
mów im – Jego też ktoś zabił.
-Mayday,
tak mi przykro – Raf wyglądał na wstrząśniętego. Matko, jak on mi przypominał
Stewarda. Jak ja go mogłam tam tak po prostu zostawić? Będę musiała naprawić
ten błąd.
-Niepotrzebnie
– wróciłam do rzeczywistości – Tęsknie za mamą, ale użalając się nad sobą nie
zwrócę jej życia. A co do ojca…on nigdy nie był mi bliski.
-May…my….
- Miko starała się sklecić zdanie – Musiałaś mieć w życiu piekło – cicho
westchnęłam – Dziwię się, że jeszcze się trzymasz – czarnowłosy tyrpał ją w
ramię i upomniał, ale miała w sumie rację.
-Jestem
złamana bardzie niż myślisz…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz