wtorek, 3 maja 2016

Rozdział X - Historyjka


Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie.

Janusz Leon Wiśniewski


Przechadzałem się korytarzami Nemezis. Ciężko było mi przyzwyczaić się do mijania vechiconów, które nie chcą mnie zabić. Sytuacja w naszych szeregach nieco się zmieniła. Dowiedziałem się, że przed opuszczeniem Decepticonów, Airachnid zabiła Breakdown’a. Biedak… Pomyśleć, że ona mu się nawet podobała. W dodatku później, jego ciało przejął Silas, ten były przywódca M.E.C.H. Obowiązki po pajęczycy niej przejął oczywiście Dreadwing, a teraz to ja zabrałem mu fuchę! Cóż za zrządzenie losu. Nie tak dawno chwalił mi się, że to on jest prawą ręką Megatrona, ale teraz znów to ja jestem górą, choć nie bardzo mi na tym zależy.

Z nudów wstąpiłem do Knock Out’a. Doktorek o idealnie wypolerowanym, czerwonym lakierze przeglądał jakieś badania. Odwrócił się w moją stronę, chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował.

-Jeśli chcesz mi coś zakomunikować, proszę bardzo.

-Tylko tyle, że nie spodziewałem się ciebie tutaj – powiedział, nawet na mnie nie patrząc – Nie powinieneś raczej zająć się obowiązkami? Nie masz nic do roboty?

-Czy ty chcesz się mnie pozbyć? – zapytałem podejrzliwie, ale on szybko pokręcił przecząco głową.

-Nie, nie, skądże! Ale naprawdę nie wiem, co tutaj robisz.

-Sam w sumie nie wiem – westchnąłem – Obecnie nie mam żadnych zajęć, a brakuje mi rozmów z May…

-Z tą dziewczyną? – zapytał, jakby podniecony i oderwał się od pracy – To niesamowite, że udało ci się z nią nawiązać przyjaźń. Powiedz, poznałeś może jakieś ciekawe rytuały w życiu nastolatki? – spojrzałem na niego ze zdziwieniem.

-Nie bardzo rozumiem o co ci chodzi. Mayday do wspaniała osoba, ale żadnych rytuałów nie odprawiała.

-Ale od razu widać, że jest cwana. W końcu udało jej się zwiać z Nemezis…

-Co?! – przerwałem mu i podszedłem kilka kroków bliżej cona – Uciekła?

-Kilka godzin temu.

-Ale jak?!

-Właśnie o to chodzi – doktorek wzruszył ramionami – Nikt nie wie.

Uśmiechnąłem się w duchu. Zdolna dziewczynka… Teraz już nie mszę mieć się na baczności. Megatron nie zdoła jej skrzywdzić. Ale, nie powinienem też mu się zbytnio narażać. Skoro już raz zdołał ją porwać, to może się do tego posunąć ponownie.

-No nic. Nie będę ci już przeszkadzał – wyprostowałem się i opuściłem laboratorium.

Tak strasznie się cieszyłem, że nic jej nie jest, że zdołała uciec. A jednak, coś mi tutaj śmierdziało.  Jak dało jej się wydostać ze statku unoszącego się nad ziemią kilkadziesiąt kilometrów? Sama przecież nie mogła tego zrobić, a wezwanie botów było niemożliwe. Ktoś wewnątrz musiał jej pomóc. Pytanie tylko, kto.


Oczami Mayday

-Miko, naprawdę nic nie pamiętasz? – dopytywał zmartwiony Bulkhead – Nic, a nic? – dziewczyna pokręciła przecząco głową.

-Mówiłam ci Bulk. Ostatnie trzy dni to dla mnie czarna dziura. Nie mam bladego pojęcia co się działo w tym czasie – bot westchnął i zwrócił się do mnie.

-Czyli, gdzie chciałyście się udać? – przygryzłam wargę ze zdenerwowania. Trzymaj się historyjki, May.

-Już ci mówiłam, że do wesołego miasteczka. Coś poszło nie tak i wylądowałyśmy na pustkowiu, gdzie nas znalazłeś.

-To dlaczego historia współrzędnych mostu wyraźnie wskazuje, że udałyście się na Harbingera? – do rozmowy wtrącił się doktorek – I z mostem wszystko w porządku, więc nie wiem co mogło pójść nie tak – jasna cholera i co ja mam teraz im powiedzieć. Dobra, jakoś muszę dać sobie radę. Dalej, przecież umiesz wymyślać historyjki, Mayday.

-No dobra. Macie nas – spuściłam głowę udając, że mi przykro – Namówiłam Miko, byśmy razem poszły odwiedzić Starscream’a. Na statku jednak go nie było, więc sprawdziłyśmy jego ostatnie położenie. Udało się nam odpalić most stamtąd, ale współrzędne musiały być dosyć niedokładne, bo wylądowałyśmy na tym zadupiu, w dodatku jakieś kilka metrów nad ziemią. Ja wylądowałam na brzuchu, ale Miko zaryła głową o kamień i straciła przytomność. W dodatku jej telefon się rozładował i nie bardzo mogłam go włączyć. W końcu jednak udało mi się to, a wtedy wy zadzwoniliście. Resztę już znacie.

-Macie szczęście, że nic wam się nie stało – upomniał nas Bulk – To, co zrobiłyście było bardzo nieodpowiedzialne i głupie – zielony bot skarcił nas wzrokiem.

-Ej! Ja i tak nic nie pamiętam – Miko udała obrażoną – Zresztą, kiedy ja zrobiłam coś odpowiedzialnego? – dodała pod nosem, a ja cicho się zaśmiałam.

Wygląda na to, że historyjka łyknięta. Świetnie. Za jakiś czas skontaktuje się z Megatronem (jakoś znajdę na to sposób) i nazmyślam mu jakiś informacji. Może wtedy zdołam odzyskać przyjaciela.

Niespodziewanie do bazy wrócił Optimus. Z tego co zrozumiałam, Prime szukał złóż energonu, ale nie wrócił z ani jedną kosteczką, więc chyba nic nie znalazł. Bot spojrzał na nas z ulgą, ale zaraz potem na jego twarzy pojawił się wyraz gniewu.

-Gdzie byłyście? – zapytał nieco ostro, a ja ze zdenerwowania tylko pokazałam palcem na Miko.

-Jej pomysł! – dziewczyna otworzyła szeroko usta i popatrzała na mnie ze zdziwieniem.

-Mój?! Ale ja nic nie pamiętam? Czekaj, czekaj…może i w sumie mój…Tak, to by się zgadzało – stwierdziła po chwili i spojrzała na Optimusa słodkimi oczkami – Sorki, moja wina. Ratchet i Mayday wszystko ci wyjaśnią, bo ja bardzo bym prosiła o podwózkę do domu. Jestem głooodna, a opiekunowie pewnie już kilkanaście razy dzwonili na policję, więc sami rozumiecie.

Miko zaczęła iść w stronę wyjścia, a gdy tylko Bulkhead się transformował wsiadła do niego i razem opuścili bazę. Prime przyglądał mi się z wyczekującym wzrokiem, a ja tak nie chciałam po raz kolejny opowiadać tej historii.

-Tak, Ratchet ci wszystko wyjaśni. Ja idę się przejść – udając niewiniątko zaczęłam iść w stronę windy, ale Lider Autobotów zasłonił mi drogę.

-A gdzie się wybierasz tym razem, jeśli mogę zapytać? – ta jego gadanina powoli mnie wnerwiała. Nie był moim ojcem, po jakie gówno się tak czepiał?!

-Nie, nie możesz. Jestem tu tylko dlatego, że Star tego chciał, a ja szanuję jego zdanie. Ale wyjaśnijmy sobie jedno – puściłam mu ostrzegawcze spojrzenie – Nie będziesz mi rozkazywał. Nikt więcej, nie będzie mi rozkazywał – minęłam Prime’a, weszłam do windy i wjechałam na dach.  

***

Zimny wiatr i zachodzące słońce sprawiało, że coraz więcej myślałam o Starscream’ie. Skąd mogę wiedzieć, że on jeszcze żyje? Czy słowo Megatona coś znaczy? Nawet jeśli żyje, to jaką mogę mieć gwarancje, że Lider Decepticonów go nie zabije.

Nagle poczułam, jak ktoś kładzie dłoń na moim ramieniu. W sekundzie odwróciłam się w stronę nieznajomego, którym okazał się być Jack. Chłopak zabrał rękę i usiadł obok mnie, na skraju dachu. Siedzieliśmy tak chwilę, w ciszy, nic nie robiliśmy.

-Prime cię przysłał? – zapytałam oschle.

-Nie, ale wszyscy się o ciebie martwią – prychnęłam – Nie wiem, czemu nie chcesz nas do siebie dopuścić, ale my ci chcemy pomóc. Nie musisz być ciągle sama.

-Nie jestem sama. Mam Starscream’a. I nie obchodzi mnie co o nim myślicie – mówiłam nie spuszczając wzroku z nieba.

-Nawet nie będę o nim mówił, ok?

-Nie o to mi chodzi. Wszyscy go ciągle krytykują, ale on się zmienił. Naprawdę.

-Wierzę ci – chłopak delikatnie złapał mnie za rękę – Słuchaj, jeśli coś leży ci na sercu, a widzę, że tak jest, to powinnaś się komuś zwierzyć.

-Ja… - zawahałam się – Martwię się o niego. Boję się, że Megatron go skrzywdzi. Albo i gorzej…

-Scream da sobie radę, zobaczysz – przygryzłam wargę, by się nie rozpłakać. Nawet nie wiesz, w jakie tarapaty on się wpakował – Hej, ty. Nie poddawaj się, ok? – mówił, szturchając mnie w ramie – Musisz mieć nadzieję. Jeszcze się spotkacie, zobaczysz.

-Dzięki, Jack – wreszcie spojrzałam na chłopaka – Bardzo mi pomogłeś – dodałam z lekkim uśmiechem.

-Nie ma sprawy. Słuchaj, Miko zaprosiła nas na pizzę. Jedziesz? – zastanowiłam się chwile, ale w sumie co mi szkodzi?

-Jasne – chłopak uśmiechnął się do mnie i pomógł mi podnieść się z dachu.

***

Ja, Miko, Jack i Raf siedzieliśmy w pizzeri i zajadaliśmy czwartą już pizzę. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy i muszę przyznać, że dobrze się bawiłam. Może rzeczywiście powinnam się mniej martwić? Może powinnam odpuścić, korzystać z życia, a problemy jakoś się rozwiążą. Być może…

-Może nam coś o sobie opowiesz, May – zaproponował Raf.

-Właśnie, prawie nic o tobie nie wiemy – dodała Miko i cała trójka przyglądała mi się wyczekująco.

-Nie ma tego za dużo.

-Proszęęęęę – dziewczyna zrobiła słodką minkę, a ja zaśmiałam się cicho.

-Niech wam będzie. To…wychowałam się Portland, moi rodzice... – zawiesiłam się – Powiedzmy, że się nie dogadywali. Ojciec…miał problemy z piciem, a co z tego się wywodziło z agresją. Dlatego…nie miałam łatwego życia – nikt się nie odzywał  - Po tym, jak moja mama uciekła i ja poszłam w jej ślady. Miałam już dość mojego życia. Tak spotkałam Star’a.

-A… - Jack próbował coś powiedzieć – Co się stało z twoimi rodzicami?

-Nie żyją. Ja i Scream zdołaliśmy się dowiedzieć, że mamę ktoś  postrzelił w brzuch. Ojciec – nie mów im, nie mów im – Jego też ktoś zabił.

-Mayday, tak mi przykro – Raf wyglądał na wstrząśniętego. Matko, jak on mi przypominał Stewarda. Jak ja go mogłam tam tak po prostu zostawić? Będę musiała naprawić ten błąd.

-Niepotrzebnie – wróciłam do rzeczywistości – Tęsknie za mamą, ale użalając się nad sobą nie zwrócę jej życia. A co do ojca…on nigdy nie był mi bliski.

-May…my…. - Miko starała się sklecić zdanie – Musiałaś mieć w życiu piekło – cicho westchnęłam – Dziwię się, że jeszcze się trzymasz – czarnowłosy tyrpał ją w ramię i upomniał, ale miała w sumie rację.

-Jestem złamana bardzie niż myślisz…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz