Mam kawałek ołowiu,
gdzie powinno być serce.
Trudno jest
go usunąć, chirurg odjąć się nie chce.
Ni dotykać,
zarośnie, tkanka metal osłoni.
Tylko czy na
lotnisku bramka się nie rozdzwoni…
Pocisk,
Straty w ludziach, utwór 12
Gayle Forman
Po
powrocie do bazy botów oczywiście musiałam się tłumaczyć. Jak widać, słowo
„zaufanie” nadal nie jest kierowane pod moim adresem. To takie dziwne, że
najpierw pozwalają mi swobodnie sobie podróżować, a teraz karzą składać jakiś
raport z tego, co robiłam, gdzie byłam i z kim rozmawiałam. Może to ich głupia
chęć kontroli i pewności, że nikomu o nich nie powiedziałam. Starscream nigdy
nie wymagał ode mnie jakichkolwiek wyjaśnień. Wiedział, że skoro coś zrobiłam,
musiałam mieć do tego powód. Szkoda tylko, że czasem źle oceniam sytuację i
moje czyny robią się bezsensowne…
Tak
czy siak, wcisnęłam im kit, że chciałam pochodzić sobie po mieście, które
niegdyś nazywałam domem, zabrać jeszcze kilka osobistych rzeczy i ogólnie
odpocząć od siedzenia w tej cholernej jaskini, co chyba było najprawdziwszym
wyznaniem w całym tym sprawozdaniu. Bez dodatkowych pytań doktorek łaskawie
pozwolił mi odejść i zająć się swoimi sprawami. A więc skierowałam się prosto
do pokoju, który przez jakiś czas miał robić za moją sypialnię. Tak naprawdę,
była to zepsuta bezużyteczna cela, której nikomu nie chciało się naprawić. W
końcu w bazie były jeszcze trzy takie, a ani jednego więźnia. Mnie miałam tam
luksusów, ale to było i tak więcej niż w poprzednim domu. Ściany i podłoga były
oczywiście betonowe, nie pomalowane, ale to był nawet plus. Jakby boty machnęły
tu jakiś jaskrawy kolor, na przykład czerwony, to chyba bym oszalała. Szarość
idealnie odzwierciedlała uczucie, jakie teraz odczuwam. Smutek, roztrzęsienie,
bezsilność. A co do bezsilności… Weszłam do pomieszczenia, które w sumie w nie
miało drzwi i rzuciłam się na jednoosobowe łóżko, znacznie wygodniejsze niż to
z mojego domu. Głowę ułożyłam na puchatej poduszce i ze zmęczenia zamknęłam
oczy, jednak nie pozwalałam sobie na sen. Jeśli bym się teraz położyła, to
całą noc byłabym na nogach. Zmieniłam
pozycję, kładąc się na plecach i z czystej ciekawości odwinęłam rękaw. Blizny
nadal były zaczerwienione i co gorsze, bolały coraz bardziej. Choć sama nie
wiem, czy było to złe. Ból przypominał mi, że popełniłam błąd, za który muszę
teraz zapłacić. Dzięki niemu starałam się przezwyciężyć słabości i iść dalej,
chociaż nie było to takie proste, jak się wydawało.
Przejechałam
palcem bo jednej z blizn i przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Rana
momentalnie zaczęła mnie swędzieć, przez co odruchowo się podrapałam. To z
kolei sprawiło mi jeszcze większy ból. Cicho syknęłam, ale starałam się nie
zwracać uwagi na cierpienie i wmawiać sobie, że to jest kara, od której się tak
łatwo nie wywinę. Choć w głębi duszy dobrze wiedziałam, że sprawianie sobie
bólu przyniosło mi ukojenie, spokój, a przede wszystkim sprawiło przyjemność.
-Co
to jest?! – usłyszałam nagle męski głos.
W
momencie odwróciłam głowę w stronę, skąd dobiegał dźwięk i moim oczom ukazał
się wyraźnie zszokowany Jack. Szybko spuściłam rękaw i stanęłam na równe nogi.
Co on tu robił do cholery?! Czy nawet w swoim własnym pokoju muszę być pod
ciągłym nadzorem?!
-Co
tutaj robisz?! – zapytałam ostro – Nie wiesz, że przed wejściem do czyjejś
sypialni należy pukać?! – nieważne, że moje pytanie nie miało sensu.
-Wybacz,
ale ja…
-Co
ty? Chciałeś sprawdzić, co u mnie? – spytałam sarkastycznie, ale tak naprawdę,
to zgadłam.
-Owszem,
ale jak widzę wpadłem w nieodpowiedniej chwili – palcem wskazał na moją rękę.
-Nie
twój jebany interes – warknęłam, ale najwyraźniej nie zdołałam go tym
przegonić, bo tylko zaczął się do mnie zbliżać.
-Nie
chcę się wtrącać, ale chcę zrozumieć – prychnęłam i wróciłam do siedzenia na
łóżku. Niech Jack ciągnie swój monolog, nawet nie będę go słuchać – Bo chyba
nie zrobiłaś tego przez przypadek?
-Czego?
– udałam, że nie wiem, o co mu chodzi.
-Nie
rób ze mnie idioty.
-Wcale
nie muszę – Jack zacisnął zęby powstrzymując się od wypowiedzenia jakiejś
wrednej riposty. Niepotrzebnie oczywiście, bo z radością kontratakowałabym
ciężką bronią – Na dalej, wyduś z siebie jakiekolwiek oskarżenie i skieruj je
pod mój adres – pokiwał przeczącą głową – No dalej! Nie potrzebuję taryfy
ulgowej. Nie traktuj mnie jak jakiejś biednej, bezbronnej dziewczynki!
-Nie
traktuję cię tak – szybko zaprzeczył i usiadł obok mnie – I gdybym chciał cię
obrazić, zrobiłbym to, uwierz mi. Mam już w sumie całą listę obelg, którą
zdążyłem wymyślić przez cały ten czas
spędzony z Miko.
-To
co cię powstrzymuje? – zapytałam podchwytliwie.
-Takie
całkiem znane powiedzenie, a dokładniej „nie bije się leżącego” – pokręciłam z
niedowierzaniem głową – Dlaczego się tniesz?
Jego
pytanie trochę mnie zdziwiło. Zgaduję, że większość osób wyskoczyłaby z tekstem
typu „jesteś nienormalna” albo „powinnaś się leczyć”, ale nie on. On zapytał,
jakby to było coś zwykłego, totalnie normalnego. Tak więc po chwili ciszy i
namysłu, w końcu zdołałam sklecić szczerą, racjonalną odpowiedź.
-Wolę
zadawać ból sobie, niż innym.
Błękitne
oczy chłopaka lustrowały mnie od góry do dołu, jakby chciały przedrzeć się
przez te setki masek, które osłaniają prawdziwą mnie i nawet mu się to udawało.
Ale ja tego nie chciałam. Mój umysł, to mój świat i nikt poza mną nie ma do
niego wstępu. A więc zgarnęłam włosy tak, by zasłaniały mi twarz, a dodatkowo
spuściłam wzrok. Nie miałam najmniejszego zamiaru go do siebie wpuszczać.
-Jak
byłem mały, tata mnie zostawił – powiedział nagle i sprawił, że znów na niego
spojrzałam – Miałem wtedy zaledwie kilka lat i praktycznie go nie pamiętam, ale
ciągle towarzyszy mi świadomość, że gdzieś tam jest i pewnie nawet o mnie nie
myśli. Wychowała mnie mama i to jej zawdzięczam wszystko. Do ojca nie powinienem
czuć praktycznie nic, w końcu to drań, zostawił nas, a jednak… - urwał – A
jednak są chwile, że za nim tęsknię. Leżę w łóżku, wpatruję się w ciemną nicość
i zastanawiam się, czy on też czasem tęskni za mną… Czy w ogóle o mnie myśli… -
przez chwilę się wahałam, ale ostatecznie chwyciłam go delikatnie za dłoń –
Rozumiem, że cierpisz przez stratę bliskich, nawet nie wiesz jak bardzo. Ale
krzywdząc siebie, nie zwrócisz im życia. Nieważne, jak bardzo byś tego chciała…
Odwróciłam
wzrok, żeby nie rozpłakać się na wzmiankę o bliskich. Zginęli przeze mnie…
Steward zginął przeze mnie, to ja go zabiłam. I co, mam teraz o tym tak po
prostu zapomnieć? Nie, na to nie mogę sobie pozwolić. Ale w pewnej kwestii Jack
miał rację. Krzywdząc siebie, nie zwrócę im życia. I choć z początku wątpiłam,
że ktokolwiek zdoła mnie zrozumieć, myliłam się…
-Nie
wszyscy to rozumieją… Ale jeśli ty rozumiesz…to przepraszam…
Ciemnowłosy
delikatnie się uśmiechnął i nic nie mówiąc uścisnął moją dłoń mocniej.
Siedzieliśmy tak, w ciszy i po prostu się sobie przyglądaliśmy. Oboje
wiedzieliśmy, że poprzez czynienie sobie krzywdy, nasi bliscy nie zostaną nam
zwróceni. I choć na początku byłam pewna, że rozmowa z chłopakiem jedynie mnie
dobije, okazuje się, że tylko mi pomogła…
***
Boty
pojechały na kolejną misję, a dokładniej po energon. Doktorek zdołał namierzyć
jaką sporą kopalnię conów, a Prime nie miał zamiaru marnować takiej okazji.
Dlatego też cała ekipa opuściła bazę, zostawiając mnie, Jacka, Rafa i Miko pod
nadzorem doktorka. Nie powiem, że taka sytuacja nawet mi odpowiadała. Jak
Autoboty gdzieś wyjeżdżają, Ratchet nie spuszcza wzroku z monitorów, na których
może obserwować ich dokładne położenie oraz funkcje życiowe. Nie ma opcji, żeby
coś go od tego odciągnęło. Właśnie dlatego w takich chwilach mogę swobodnie
chodzić po bazie, zwiedzać każdy jej zakamarek, poznawać sekrety. Jednak nie
dziś.
Dziś,
zaraz po tym, jak boty wyruszyły, Miko zaciągnęła mnie na dach. Widać było, że
o coś jej chodzi, że chce porozmawiać. Właśnie dlatego wybrała dach. Bo w sumie
tylko tam, no i umie w „pokoju” oczywiście, nie ma kamer. Ciemnowłosa usiadła na
skraju skały i ruchem ręki zachęciła mnie, bym do niej dołączyła. Posłusznie,
choć nieco niechętnie podeszłam bliżej i usiadłam obok, jedną nogę podkulając do
brody, a drugą puszczając wolno. Spojrzałam w stronę dziewczyny, która
wpatrywała się w przestrzeń i niebo przed nami. By jakoś wyrwać Miko z tego
transu tyrpnęłam ją w ramię, ale i to nie pomogło.-Po co tu przyszłyśmy? –
zapytałam w końcu, znudzona siedzeniem w ciszy – Bo chyba nie dla widoków, nie?
-Nie
– zaprzeczyła – Musimy porozmawiać.
-O
czym? – spytałam, zdezorientowana jej powagą.
-Jak
wróciłyśmy do domu? – otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia – Dlaczego nas
wypuścili?
-O
czym ty mówisz? – udałam, że nie mam pojęcia o co jej chodzi.
-Daj
spokój, May. Amnezja nie trwa wiecznie, jak widać – głośno przełknęłam ślinę –
Dlatego proszę, powiedz mi co się wydarzyło po tym, jak straciłam przytomność?
Dziewczyna
nie spuszczała ze mnie wzroku. Cóż, takiego obrotu spraw to się nie
spodziewałam. I choć Miko jest chyba najbardziej zaufaną osobą z całej paczki
botów, to nie mogę jej powiedzieć prawdy. Muszę jednak wymyślić coś, w co
uwierzy, a to może nie być takie proste jak wmówienie kilku kłamstewek Autobotom.
Spuściłam
głowę i zastanowiłam się co innego mogło się wydarzyć na statku conów. I w
pewnym momencie wpadłam na pewien pomysł…
-Po
tym, jak nieźle oberwałaś w łeb, cony nas zabrały, nie jestem pewna gdzie, ale
chyba chciały wyciągnąć od nas informacje na temat położenia bazy Autobotów. Jednak
po drodze zatrzymaliśmy się przy celach… Tam był Star. Vechicony chciały go
zezłościć, groziły, że mnie zabiją. Scream nie miał jak nam pomóc, a
przynajmniej tak myślałam. Wszystko drastycznie się zmieniło, jak jeden z
deceptów otworzył celę, by uspokoić byłego komandora, a wtedy on wyrwał mu
iskrę. Zabił też drugiego vechicona i zabrał nas do kapsuły, którą uciekłyśmy –
ile ja bym dała, żeby właśnie tak potoczyły się sprawy – Starscream został na
Nemezis i dopilnował, by w drodze w dół nic nam się nie stało…
Spojrzałam
się na Miko. Dziewczyna spoglądała na mnie ze współczuciem, czyli najpewniej mi
uwierzyła. Potem byłam już tego pewna, bo brunetka delikatnie złapała mnie za
rękę i uśmiechnęła się pocieszycielsko.
-Przykro
mi, że nie zdołał uciec z nami – powiedziała ze szczerym smutkiem – Ocalił nas,
a ja miałam o nim takie złe zdanie…
-Nie
ty jedna – spróbowałam ją pocieszyć, ale nawet nie wiem, czy mi to wyszło –
Ciągle jednak mam nadzieję, że uda się nam go odzyskać.
-Na
pewno, zobaczysz – uśmiechnęłyśmy się do siebie, ale gdy tylko pomyślałam, że
Miko może powiedzieć to wszystko Bulkhead’owi, mina mi zrzedła.
-Słuchaj,
ale niech to zostanie między nami – poprosiłam – Sama chcę pomóc Starscream’owi
i nikt więcej nie może się w to mieszać.
-Nie
ma sprawy, ale uważam, że pomoc botów jest konieczna…
-Nie
– szybko się sprzeciwiłam – To jest moja sprawa, moje zadanie.
-Skoro
tak wolisz, niech tak będzie – przez chwilę milczałyśmy, jednak w końcu Miko
ponownie się odezwała. Jak mogłam w to wątpić – May, a wiesz co jeszcze
zostanie między nami? – pokiwałam przecząco głową – Nasza rozmowa na Nemezis,
sprzed mojej chwilowej amnezji – szlag… Moje wyznanie o tym, że zabiłam ojca –
Nikomu nie powiem, ale już nigdy więcej masz nie popełnić takiego głupstwa,
rozumiesz?.
-Rozumiem
– odparłam, a przed oczami pojawił mi się obraz Stewarda… Martwego, a wokół
niego kałuża krwi… - Nigdy więcej.
-No!
A spróbuj złamać tę obietnicę, to gorzko tego pożałujesz!
Dziewczyna
pogroziła mi palcem, a ja momentalnie zaczęłam się śmiać. Wróciła prawdziwa
Miko, która po chwili razem ze mną pękała ze śmiechu. W końcu nie wytrzymałyśmy
i położyłyśmy się na nagrzanym betonie, wpatrując się w niebo.
-Dziwię
się, że nie masz po tym wszystkim jakiejś depresji, czy coś – dodała ciemnowłosa,
jak zawsze szczera do bólu.
-Tak
w sumie, to chyba mam – odparłam równie szczerze, a Miko spojrzała na mnie ze
zdziwieniem.
-To
jak to jest? Mieć depresję? – zastanowiłam się chwilę, po czym udzieliłam jej
następującej odpowiedzi.
-Jakby
się tonęło. Tylko widzisz, że wszyscy wokół ciebie oddychają…
Jak to się stało że dopiero teraz trafiłam na ten blog?!?! przepraszam, już oczywiście nadrobiłam wszystko i czekam na dalszy rozwój wydarzeń, ta May to strasznie psychiczna jest... podoba mi się. :3 Sami sadyści w tym opowiadaniu XD jak już panuje taki klimat to czekam na jakiś słodki opis tortur (NIE OCENIAJ MNIE) :P
OdpowiedzUsuńOceniać? Ja ciebie? Nigdy w życiu! Żeby kogoś oceniać, najpierw trzeba się upewnić, że samym jest się idealnym xD Cieszę się, że blog, jak i główna bohaterka Ci się podoba :-) I obiecuję, że w sierpniu postaram się nadrobić rozdziały, bo ostatnio jakoś w ogóle nie miałam weny do tego opowiadania :-( Ale jak to wszyscy wiemy, wena ma swoje kaprysy :D
UsuńPozdrawiam i miłego dnia ;-)
***Niki***
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń